Autor |
Wiadomość |
Vrisa |
Wysłany: Sob 20:42, 12 Sty 2008 Temat postu: |
|
-------
Wyjęła z torby miedziany kompas i otworzyła wieczko. Igła poruszyła się lekko, a gdy doszła do wielkich kufrów stojących w kącie komnaty, wskazówka wychyliła się jeszcze bardziej. Elfka zatrzasnęła wieczko z napiętą twarzą. Zanim jednak otworzyła skrzynie, jej wzrok padł na kartkę papieru leżącą na biurku. Rozpoznała pismo Fiannra.
Zmięła kartkę po przeczytaniu i wepchnęła ją do kieszeni. "Siła i furia nie pasują do kobiet" też coś - prychnęła. Nigdy nie użyła siły. To on jej używał. Znów się na niego złościła, a wszak obiecała sobie że będzie spokojna niczym tafla jeziora. Otworzyła energicznie kufer, dając upust irytacji. Zapatrzyła się przez chwilę na jego zawartość.
Lezały w nim cztery czarne kamienie oraz dwie manierki. Dotknęła powoli dłonią każdej z rzeczy, jakby w zastanowieniu. Na jej twarzy odbiło się lekkie rozczarowanie. Mimo to wzięła najmniejszy z kamieni oraz jedną z manierek z wodą - jak podejrzewała - i wsunęła oba przedmioty do torby. Chciał dobrze, niech mu tam. Chciał dobrze.
Zamknęła kufer i otworzyła sąsiedni, ale w owym znajdowały się tylko jakieś ubrania. Już miała opuścić wieko, gdy jej wzrok padł na znajomy kawałek materiału zabłąkany między odzieżą w skrzyni. Materiał pochodził z jej szarfy...
Wyszła na korytarz cicho, zostawiając komnatę w takim stanie w jakim ją zastała. Przez chwilę marszczyła czoło, zastanawiając się nad czymś, po czym ruszyła do wyjścia, zbyt zamyślona by zwracać uwagę na cokolwiek. |
|
 |
Vrisa |
Wysłany: Sob 19:34, 12 Sty 2008 Temat postu: |
|
Strażnicy zdziwili się widząc ją ponownie, ale ponieważ przybyła w biały dzień i zapowiedziała się oficjalnie, wpuścili ją na teren Dworu. Idąc przez ogród, miętoliła w kieszeni list, na który podpisał się Fiannr. Jej wściekły gniew na tego mężczyznę wyparował znacznie przez owe kilka dni, podczas których nie wchodził jej w drogę, lecz nie znaczyło to bynajmniej że ma się dla nieco stać arcymiła. Ten przeklęty list... Czyżby bał się że elfka zrówna kolejny Dwór z ziemią? Troszczył się o Brzaskunów? A może o nią? Niedorzeczność.
Pomyśleć że zaprosił ją do swej komnaty. Miała nadzieję że nie będzie go tam o tej porze dnia, chociaż znów mogliby to poczytać jako włamanie. I co niby ma tam znaleźć. Karteczkę z przeprosinami? Kubeł wody nad drzwiami? Tajną mapę do zaginionych artefaktów?
To ostatnie podobałoby się jej najbardziej, wszak kochała się w starociach z wieku legend. Właściwie tylko ciekawość przyciągnęła ją tutaj spowrotem. Tylko ciekawość.
Pamiętając z grubsza rozkład korytarzy Dworu ominęła wszystkie te komnaty, co do których miała pewność iż nie należą do Fiannra. Gdy znalazła się w najmniej oświetlonej części Dworu, otworzyła pierwsze drzwi na chybił trafił.
Nie był to raczej dobry strzał - pokój zdawał się od dawna nie używany. Wszystko pokrywała warstwa kurzu, który o dziwo nie tknął jeszcze firanek. Jednakże coś innego uderzyło dziewczynę od progu. Komnatkę wypełniała tak silna wibracja - nie słyszalna dla ucha lecz wyczuwalna każdym włoskiem na skórze - iż całym ciałem targnęły dreszcze.
Spojrzeniem kota czyhającego u wylotu nory na mysz elfka omiotła całe pomieszczenie.
|
|
 |
Fiannr |
Wysłany: Nie 14:09, 06 Sty 2008 Temat postu: |
|
Czuł się słabo, bo i jak można się czuć po upuszczeniu sobie prawie litra krwi? Oparł się lekko o drzwi frontowe Dworu i pchnął je przed siebie. Nie czuł nic poza zmęczeniem, a pomimo tego na jego usta zawitał uśmiech. Szczery i choć zmęczony, to z głębi duszy wyjęty. Mia skierować się d swego pokoju, lecz coś go zatrzymało. Półotwarte drzwi do czytelni zapraszały go uprzejmie. Nie mógł odmówić.
Wszedł do jedynego jak na razie uporządkowanego w pełni pomieszczenia we Dworze. Blask księżyca przekradał się po pokoju. Nie miał siły by odsunąć krzesło, więc tylko oparł się obok niego, o biurko, siadając na ziemi. Dyszał lekko. Obraz wirował mu lekko przed oczami.
Wyjął swoje ostrza z uchwytów i zaczął powoli zasznurowywać rzemienie na rękojeściach, których wcześniej nie miał czasu ani siły zapleść. Teraz też nie miał dość energii na to, lecz wiedział, że musi to uczynić.
Siedział tak w blasku księżyca sznurując powoli rękojmie i pomimo tego, że był sam czuł jakby ktoś na niego patrzył. Dwa spojrzenia. Wyczuwał też dwa zapachy, jeden jakże różny od drugiego. Wyczuwał dwa żywioły które się splotły gdzieś w powietrzu i wspólnie nad nim zawisły.
Ogień i Woda.
Drgnął lekko, gdy nagle w jego głowie coś pękło.
Przed oczami zobaczył to miejsce i Raye z którą kiedyś juz tutaj czynił porządki. Nie wiedział skąd pochodzi to wspomnienie, lecz wiedział, że było prawdziwe. Chwycił się za skroń która zapulsowała nagłym bólem. Obrazy przewijały się w przyspieszonym tempie.
On jednak powrócił do swego zajęcia, uśmiechając się wciąż.
Czuł zawisłe w pustym, martwym spojrzeniu nad sobą dwa żywioły.
Ogień i Wodę. |
|
 |
Vrisa |
Wysłany: Nie 13:55, 06 Sty 2008 Temat postu: |
|
Tamtego wieczoru nie paliły się już światła w bibliotece. Nowo oprawione oraz odnowione książki przyzwyczajały się do swych nowych półek, pachnących świeżym drewnem.
Tamtego wieczoru nikt już nie hałasował w bibliotece, nie szeleścił kartkami, nie przemierzał wąwozów regałowych. W półmroku drgała cisza sycąć swe uszy nienaruszonym spokojem.
Tamtego wieczoru pozostał w wielkiej sali tylko nikły zapach kobiecych lekkich pachnidełek, który blakł i ginął z chwili na chwilę, ze świadomością iż nigdy już tu nie zawita. |
|
 |
Fiannr |
Wysłany: Pią 17:50, 04 Sty 2008 Temat postu: |
|
Stał powoli słuchając tego co Krasnoludka wywrzaskiwała mu prosto prawie w ucho gdyby nie fakt, że był od niej sporo wyższy. Nie miał zamiaru wtrącać się w to co mówiła i czekał aż skończy. Gdy już jej słowa były bardziej formą oczekiwania na odpowiedź do pytania którego w sumie wcale nie zadała, zdecydował się na swych kilka słów, które pewnie i tak krasna zignoruje.
- Regały sprawiła nam za pośrednictwem dobrego znajomego ta oto elfka – to mówiąc położył dłoń na jej głowie i nim zdążyła jakkolwiek zareagować zabrał ją z powrotem. – Poprosiłem ją o pomoc, więc załatwiła to co nam było ważne. Na tyle na ile mogła. A w sprawie odpowiedzialności wiem niewiele więcej niż Ty – to mówiąc wzruszył ramionami.
- Branno – kontynuował wskazując jedną kobietę drugiej – oto Vrisa Rhanez, Pani Wody. Vriso, oto nasza Dworska Pszczółka, Najgłośniejsza z Głośnych – uśmiechnął się przy tym tak życzliwie jak tylko był w stanie.
Przez chwilę patrzył jak kobiety niepewnie mierzą się wzrokiem a następnie podszedł do okna i spojrzał na wzgórza na granicy horyzontu. Lekko westchnął i przeciągając się wrócił do kobiet które chyba zdążyły zamienić kilka słów. W takich pozycjach bynajmniej je zastał gdy wrócił na poprzednie swe miejsce.
Dłonią przeczesał swoje włosy i zatrzymując rękę na wysokości skroni powoli rozmasowywał głowę. Chyba bardziej z przyzwyczajenia niż za sprawą bólu.
- Nim padniesz ze zmęczenia Vriso, posil się czymś z tego co Ci przyniosłem. A Ty – zwrócił się do Branny – nie patrz tak na mnie tylko bierz się w troki i kombinujemy dalej jak poskładać Dwór nim się rozsypie. Tu naszej pomocy raczej jej nie będzie trzeba – spojrzał na jasną elfkę i choć szczerze miał jej ochotę podokuczać, powstrzymał się.
Trzeba było posprzątać Dwór. Najpierw obowiązki, później przyjemności. „Choć z drugiej strony…” zamyślił się zastygając z uśmiechem na ustach. |
|
 |
Vrisa |
Wysłany: Czw 17:58, 03 Sty 2008 Temat postu: |
|
Zbiory biblioteki Dwóru fascynowały ją. Wiele tytułów znała, ale wiele też widziała po raz pierwszy, toteż niektóre z nich po skatalogowaniu odkładała na osobny stolik by po skończonej pracy przyjrzeć się im bliżej. Niektóre z książek pachniały nową okładką, niektóre zaś rozlatywały się ze starości; te ostatnie odkładała troskliwie na bok do ponownej oprawy.
Kręciła się po bibliotece jakby chodziła po niej od lat, na nowo oznaczając poszczególne działy na regałach, niestrudzenie przenosząc książki i układając je na swych miejscach, uzupełniając po każdej takiej wędrówce indeks. Wtedy to pierwszy raz przemknęło jej przez myśl "A gdyby tak codziennie móc chodzić po tej posadzce i dotykać tych książek...?". Z zamyślenia wyrwały ją nagłe krzyki, a właściwie wrzaski których epicentrum znajdowało się gdzieś na środku sali. Wróciła się i wychyliła zza regału, podpierając naręcze książek półką.
Słyszała wprawdzie iż krasnoludki często miewają bojowe charaktery, ale ta którą ujrzała, kipiała i tryskała złością jak wulkan.
Słuchając jej ognistej perory, elfka uśmiechała się pod nosem. "Gada lepiej ode mnie, niech ją drzwi ścisną. Można się czegoś nauczyć, doprawdy".
Dopiero po chwili dostrzegła adresata słów krasnoludki i fakt jego obecności zaskoczył Vrisę bardziej niż krasnoludzkie przekleństwa.
"Ten człowiek ma jakąś przeklętą niesłychaną zdolność zjawiania się w dowolnie wybranym miejscu jak cień." - mruknęła pod nosem.
Ponieważ Fiannr znajdował się na pierwszej lini ognia krasnoludki, elfka powstrzymała się od jakichkolwiek głośniejszych komentarzy, przyglądając się owej dwójce z bezpiecznej odległości. Nie wiadomo do czego to małe jest zdolne - wolała być poza zasięgiem jej ręki, póki owa awanturnica nieco nie ochłonie. Chociaż w wypadku tej rasy może to nigdy nie nastąpić...
|
|
 |
Branna |
Wysłany: Czw 13:36, 03 Sty 2008 Temat postu: |
|
Krasnoludka jeszcze nigdy nie była tak wściekła. Do tej pory nie wiedziała dlaczego Dwór niemalże runął. Pomiary które wykonywała, nie dawały rezultatów - wychodziło tylko jedno - podziemna eksplozja metanu! Skonsultowała się juz z tatulem i całą resztą klanu, nie miała jednak czasu na rekonesans - roboty było w bród.
Okna nad którymi płakał Fiannr, czy regały biblioteczne to pół biedy. Ona drżała za każdym razem, gdy zerkała na wschodnią ścianę nośną i liczyła dni. Jak wytrzyma dwa tuziny - będzie stała. Jak nie - to budujemy od nowa. Na szczęście była to opuszczona cześć Dworu, odkąd Idesia opuściła mury.
Gdy pojawiły się wozy wyładowane regałami szybko wpakowała się w środek wyładunku, pomagając gdzie się dało. Gdy wszystko było już zakończone ... poszła poszukać Fiannra. Ten nowy Fiannr podobał jej się znacznie bardziej niż poprzedni, ten Rudej. Co prawda starała się go nie chwalić za bardzo - jeszcze mu się w głowie poprzewraca, jednak było jasne, że jest jedyną osobą we Dworze, która bez strachu zakasałaby rękawy do roboty.
Wpadła do biblioteki z marsową miną, bo właśnie uprzytomniła sobie, ze przy katastrofie nie czuła metanu. Czyli to musiało być coś innego! Rozejrzała się po pomieszczeniu i powiedziała jak zwykle głośno ... właściwie to ryknęła niczym rozwścieczony ork, ale ostatnio była to normalna sytuacja:
- Fiannr! Ta to kto? I skąd te regały? I czy na Maphr wiesz już kto jest za to wszystko odpowiedzialny?! Bo moją halabardę aż świerzbi żeby komuś ... - wiązanka przekleństw, która opuściła usta krasnoludki była długa, głośna i obrazowa.
- No mów, a nie gapisz się na mnie z taką gębą, jakbyś pierwszy raz mnie widział! I zetrzyj z niej ten głupi uśmieszek! -
Nie patrzyła co prawda nawet czy się uśmiecha, czy nie. Gdy go rozzłościć - pracował sprawniej - ot ... cała filozofia. |
|
 |
Fiannr |
Wysłany: Czw 12:48, 03 Sty 2008 Temat postu: |
|
Gdy przybył na miejsce wozy właśnie odjeżdżały ubitą drogą turkocąc niemiłosiernie na wybojach. Spojrzał na nie na początku lekko zdziwiony, a po czasie jakby ze zrozumieniem. Kolejny jego dzień oczekiwań pod Gludio okazał się nieowocny. Nie oczekiwał cudu, ale widać nawet czasem rozmowa jest ciężka do odbycia.
Przypomniał sobie rozmowę z Vrisą gdy mówiła mu, że kilka wozów załatwiła które nowe regały mają w bibliotece stanąć. Wszedł do Dworu i powitał tych którzy się w nim znajdowali jednocześnie pytając o jasnowłosą elfkę. Udał się do księgozbiorów, gdzie zastał ją pochyloną nad indeksem. Była pochłonięta przez swe zajęcie. Nawet nie próbował podchodzić bliżej.
Zszedł do kuchni i zabrał stamtąd dzban wody oraz nieco pieczywa, sera i suszonych owoców. Tacę postawił kawałek od Vrisy, dostatecznie daleko, by w razie rozlania wody, nie doleciała do książek. Ona nadal go jednak nie zauważała.
Przysiadł na chwile na biurku i obserwował jak szybkimi ruchami, kreśli wyraźne oznaczenia coraz to nowych pozycji z ich czytelni. |
|
 |
Vrisa |
Wysłany: Śro 0:30, 02 Sty 2008 Temat postu: |
|
Tego dnia na dziedziniec Dworu zajechały trzy wyładowane po brzegi wozy. Gdy tylko zatrzymały się przed drzwiami frontowymi, jasnowłosa elfka siedząca na koźle pierwszego z wozów zaczęła wydawać polecenia głosem zdawałoby się nawykłym do rozkazywania. Kilku osiłków poczęło wyładowywać owinięte w płachty płótna regały i wnosić kolejno do budynku, kierując się ku bibliotece. Dziewczyna zeszła z wozu na końcu, krzywiąc się boleśnie i przytrzymując dłonią prosty opatrunek pod tuniką na swym boku. Jednak z pełną determinacji miną ruszyła za robotnikami.
Nie będzie sobie myślał, rudzielec jeden, że czegoś nie dopilnuje. Skoro sam zapomniał zabrać wozy które opłaciła, ona musiała się tym zająć. Widok Dworu nieco ją zaskoczył, nie sądziła że zniszczenia są tak znaczne. Ale i tak interesowała ją jedynie biblioteka. Miejsce w każdej siedzibie niemal dla niej święte.
Podczas gdy mężczyźni wypakowywali i ustawiali nowiutkie regały zastępując nimi owe połamane, elfka podnosiła książki walające się po podłodze, wśród mamrotanych przekleństw i posykiwań, po czym układała je na stołach działami i wpisywała na rozpoczęty już kobiecą ręką spis bogactw biblioteki. Czynność ta pochłonęła ją bez reszty, więc nawet nie zauważyła wychodzących pracowników. Prawdę mówiąc nie zauważyłaby nawet smoka jeśli takowy pojawiłby się w bibliotece, dopóki by nie podszedł i nie ryknął jej na ucho. |
|
 |
Fiannr |
Wysłany: Nie 0:46, 30 Gru 2007 Temat postu: |
|
Mężczyzna tego dnia miał dobry humor, udało mu się bowiem załatwić sporo spraw związanych z nową zbroją i po godzinach prób i walki z systemem wykuwania miał na sobie nareszcie porządnie skrojoną zbroję, na krótkie wypady, lżejszą od pełnej płyty.
Nie poczuł wstrząsu gdy nastąpił, nie słyszał stąpania Daki ani jego WoZu, natomiast po przejściu bramy Dworu stanął jak wryty. Odruchowo sięgnął po swe ostrza, te jednak zostawił w swym pokoju. W końcu nie szedł zabijać więc mógł zostawić broń w spokoju.
Pierwszy odruch walki minął w momencie gdy dostrzegł, że cały Dwór został równomiernie pozbawiony szyb. Zacisnął pięści i zęby tak mocno, że zdawało mu się, że lada chwila pękną. Wszedł do budowli.
Wszędzie panował zamęt. Wszyscy biegali z prawej na lewo, szacując straty i wymieniając tonę rzeczy które trzeba było naprawić lub zrobić na nowo. Branna sterowała wszystkimi wykrzykując głośno komendy co i gdzie.
On stał jednak pośród tej całej plątaniny jakby nieobecny. Czuł, że mu się odechciewa, zwłaszcza po tym jak usłyszał, że kilka belek stropowych we Dworze runęło. Dach naprawiał już od trzech miesięcy i miał ostatnio nadzieję, że już skończył. I tak było. Aż do dziś.
Wszedł do biblioteki pomiędzy poprzewracane regały i pałętające się bezładnie rozrzucone książki. Na wierzchu leżał spis książek zapoczątkowany przez Raye i pierwszy raz poczuł, przez ułamek sekundy, że lubi jednak Rudą. Uczucie jednak szybko minęło zamieniając się w obojętność.
Wyszedł na poddasze aby obejrzeć tamtejsze straty. Kilka rzędów dachu osunęło się kompletnie. Myślał, że tamte belki wytrzymają, bo przeciez nie groziło im nic nadzwyczajnego, jednak nie docenił potęgi "przypadków" który roztrzaskał wszystkie szyby w oknach. Był prawie pewien, że wiedział kto tego dokonał.
Westchnął tylko i poszedł do swego pokoju sie położyć. Nie miał sił. Zwyczajnie i po prostu. Przed oczami falowała mu dumna twarz jasnowłosej elfki.
- Wielkie dzięki Vriso - powiedział do siebie, lub bardziej do sufitu w który się wpatrywał.
Po chwili jednak jego kontemplacje przerwała Branna, wpadając z hukiem do jego siedziby. Nie miał nawet siły słuchać tego co mówiła. Wiedział co to byc mogło. Wstał i powłócząc nogami zaczął brać udział w akcji naprawowej.
Naprawdę miał dość... |
|
 |
Mulhyan |
Wysłany: Sob 23:10, 29 Gru 2007 Temat postu: |
|
Huk pękających szyb był słyszalny i w jaskini. Wszyscy stali na swoich miejscach - Daka z miną zaciekawienia; Mulhyan sprawiająca wrażenie otępiałej i Vrisa, której euforia była niemalże namacalna. Stali tak w bezruchu, gdy przez grotę przeszła monstrualna fala magii Gigantów. W końcu Daka, rzuciwszy ciężkie spojrzenia na obie elfki, splunął w dłonie i charknął ciężko, szarpnięciem ramion poprawiając zarzucone na barki juki.
- Zrobione, w ciurę?
Mulhyan otrząsnęła się i mimowolnie wykrzywiła - zachwyt Vrisy sprawiał, że elfka czuła się rozdrażniona zarówno tym, jak i przebywaniem w przesiąkniętej mocą jaskini. Odsunęła się od ściany przy której stała i ruszyła szybkim krokiem w stronę siostry, łapiąc ją za ramię i ciągnąc za sobą. W uszach czuła pulsowanie, skronie były jak miażdżone przez niewidzialną siłę. Ruszyła do korytarza, którym przyszli, słysząc za sobą ciężkie stąpanie Daki.
- We Dworze już wiedzą, Fiannr się domyśli - rzekła do siostry, która tylko zaśmiała się butnie.
- I dobrze! - odkrzyknęła druga elfka hardo.
Stalaktyty wisiały nieruchomo, ale elfka i tak czuła nieprzyjemne swędzenie na karku. Buty ślizgały się na mokrej skale, a duszący odór stęchlizny zatykał nozdrza i robił się męczący, jedynie spowalniając. Daka dogonił obie, ściskając w łapie kompas, którego igła jeszcze przez chwilę wirowała szaleńczo, by za chwilę uspokoić się i nie drgać w ogóle. Mulhyan miała nadzieję że trafią od razu do wyjścia - kluczenie tymi korytarzami oznaczało tylko kłopoty. Nie mogła wyzbyć się myśli o Dworze, tak samo jak nie mogła uciszyć irytujacego huku w jej głowie. 'Magia magów..', szepnęła elfka do siebie i puściła ramię siostry, które ściskała mocno, nawet nie zdając sobie sprawy. Ork charknął ponownie i wytężył wzrok, obserwując pełzające na kamieniach odbicia płomieni pochodni trzymanej przez elfkę. Nie odezwał się ani słowem, lecz podrapał się po poliku i poprawił bagaże na plecach. Vrisa raz po raz oglądała się za siebie, ale poświata magicznej groty już dawno zniknęła, zostawiając za nimi jedynie smolistą czerń. Powrót wydawał się o wiele dłuższy, cięższy, nawet zadowolenie młodej magini zanikało powoli, przytłoczone długością korytarza. Nie mogli określić, jak długo kluczyli, a prowadzeni przez błysk ognia i intuicję, raz czy dwa musieli zawracać, by wrócić na główny korytarz.
- Tędy! - zawołała Vrisa nagle, wskazując palcem delikatną, jaśniejszą linię na sklepieniu. Ruszyli z podwójną siłą, i w końcu - po uprzednim ostrożnym uchyleniu klapy - wypełzli na zewnątrz. Mulhyan spojrzała na siostrę kątem oka - oczy Vrisy błyszczały lekko, zaschnięte łzy na polikach lśniły delikatnie, a od samej elfki biła jakaś dziwna aura nieograniczonego niczym szczęścia. Przeniosła wzrok na orka, który skinął łbem.
- Musimy wydostać się z lasu - szepnęła do siostry, która niemal obojętnie skinęła głową.
Po paru krokach wyszło na jaw, że nie opuszczą go bez zrobienia hałasu. Ciche poruszanie się nie było dla elfek problemem, ale cięzkie kroki Daki dudniły tak, że Mulhyan dałaby uciąć sobie lewe ucho, iż słychać je aż na Dworze. Zmachana jednak biegiem, z płaszczem porozdzieranym lekko przez kolce jeżyn, nie miała nawet siły wymyślić żadnej kąśliwej uwagi.
Dopiero gdy wybiegli z lasu i wypadli na trakt, skąd było już blisko do miasteczka, pozwoliła sobie na uśmiech i wewnętrzny oddech spokoju. Kiedy wsiedli pospiesznie do wozu, wrzucając na dłoń oszołomionego przewoźnika parę monet, uśmiechnęła się szerzej, uraczona śmiechem siostry i charknięciem Daki. Oddalali się od Dworu, niezauważeni. Udało im się.
Po chwili wóz zniknął w mroku - na trakcie przez chwilę unosił się jeszcze śmiech elfki. |
|
 |
Vrisa |
Wysłany: Sob 23:10, 29 Gru 2007 Temat postu: |
|
Weszli do największej z mijanych sal o niemal idealnie gładkiej podłodze, nie będącej w żadnym wypadku naturalnego pochodzenia.
- To ostatnia, tu może być to wasze źródło mocy. - ork oderwał wzrok od wirującej igły kompasu. - Może gdzieś tu leżeć. - rozejrzał się.
Vrisa była zbyt zmęczona by się rozglądać, więc uniosła tylko głowę, przyglądając się sklepieniu. Utkwiła w nim oczy na dłużej.
- Chyba znaleźliśmy to źródło. - mruknęła cicho a na jej twarzy odmalował się pewien rodzaj podziwu. - Stoimy w nim...
Towarzysze podążyli wzrokiem za jej spojrzeniem. Sklepienie groty podtrzymywały dwa wielkie, połączone kolebkowo łuki tworząc przylegającą do ścian altanę z jaśniejącego w mroku białego kamienia. Vrisa czuła pulsowanie mocy tak silne iż jej serce samo chwytało ten rytm. Podeszła do jednej z podpór łuków i położyła na niej dłoń. Kamień był chłodny i pokryty jakimiś znakami, przywodzącymi na myśl owe z Wieży Cruma. Dziewczyna przeszła na sam środek sali, nad którym krzyżowały się łuki. Odczekała aż minie kolejna fala słabości i skupiła się. To dzieło gigantów. Więc musiała uruchamiać je magia. Odpowiednio użyta... Powiodła wzrokiem w głębokim namyśle po krzywiznach konstrukcji. Wciąż jej imponowała i sprawiała iż można było poczuć się naprawde małą. Splotła kilka drobnych strumieni mocy i dotknęła nimi na chybił trafił grupy znaków w miejscu gdzie łuki się przecinały. Nic. Już zaczęła zastanawiać się nad kolejną metodą, gdy blask bijący od artefaktu wzmógł się nagle i podłoga oraz ściany zaczęły wibrować, niczym kolejna osobliwa maszyna orczego konstruktora. Drgania nasiliły się tak bardzo iż niemal łomotały w uszach i dezorientowały, ale o dziwo ani jeden stalaktyt nie oderwał się od sklepienia ani nawet nie ukruszył.
Blask zmuszał do mrużenia oczu, zaś na jego ognisko w samym centrum łuków nie szło po prostu spojrzeć. Drgania oraz wibracje raptownie ustały i zapadła cisza jak przed uderzeniem pioruna.
Vrisa właściwie nie poczuła uderzenia. Tylko wszechogarniającą siłę i radość która wydawała się ją rozsadzać. Miała ochotę zatańczyć i śmiać się głośno, nie zauważyła nawet iż łzy płyną po jej policzkach. Dopiero po chwili odzyskała słuch, tak samo jak siostra która stała na uboczu potrząsając głowa ogłuszona. Daka zaś wydawał się niczego nie poczuć, stał tylko z fascynacją na twarzy i wpatrywał się w przygasające światło konstrukcji.
Strażnicy przy bramie prowadzącej na teren Dworu obudzili się nagle, gdy ziemia zadrgała mocno aż kubki z kawą, zimną już co prawda, pospadały ze stolików w stróżówce urządzonej we wnęce muru. Statecznymi zabudowaniami dworskimi zatrzęsło, wśród odgłosu trzasku i pękania wyleciały wszystkie szyby z okien. Gdy ziemia się uspokoiła, zapadła martwa cisza, przecinana jedynie pojedyńczymi odgłosami rozbijających się ostatnich kawałków szkła. |
|
 |
Wazzdaka Gutsmek |
Wysłany: Sob 23:09, 29 Gru 2007 Temat postu: |
|
Mekanik zatarł wielkie łapska i wyszczerzył się w kierunku elfek, wręczając prędko Mulhyan swe urządzenie, ignorując jej niezbyt zadowoloną mine.
- No, trzymajże w ciurę! Nie marudź, że ciężkie, zaraz kruca wezme..
Ork obmacał dokładnie trawe porastającą niewielki wzgórek, po czym zrzucił wór z pleców i począł w nim grzebać, by po chwili wyciągnąć zeń kanciastą saperke. Naciągnął gogle na ślepia i zarechotał z satysfakcją, wciskając metal w warstwe ziemi, zupełnie ignorując znużone spojrzenia elfek. Po kilku chwilach odłożył saperkę i począł rozgrzebywac paluchami warstwę ziemi, by spojrzeć z satysfakcją na metalową klapę w ziemi.
- Mówiłem kruca? Mówiłem, ha! Oto jest w ciurę potęga umysłu praktycznego!
Daka z siłą szarpnął za żelazny pierścień, odchylając klapę z pewnym trudem. Sapnął ciężko i skrzywił się nieprzyjemnie.
- Szczał by pies na blachę.. dawno nie otwierane, stęchlizną zalatuje jak w krypcie.
Ork charknął ciężko i zarzucił wór na plecy, odbierając prędko przyrząd od Mulhyan i wsuwając go sobie pod pachę, na wielkim łapsku wyciągnął kompas Vrisy i stęknął pod nosem.
- Ciemno jak w pysku u maciory.. Ślepe, wyciągnij mi z wora trzy pochodnie i odpal.
Elfka burknęła coś do orka pod nosem, lecz nadzwyczaj zwinnie wyciągnęła pochodnie i po krótkiej chwili wręczyła każdemu po jednej. Daka opakowany przyrządami niczym juczny muł z trudem ujął pochodnie w łapsko.
- Nabierzcie lepiej trochę w ciurę powietrza, cuchnie piekielnie..
Mekanik stęknął ciężko i zerkając kątem oka na kompas począł ruszać dziarsko po równo wyżłobionych schodach prowadzących w ciemność. Ściany tunelu były wilgotne, przejście nie wyglądało na naturalne, było idealnie owalne, tak w każdym wypadku pomyślał ork.
Po długim marszy w dół schodów dotarli reszcie do równego gruntu, ork nieco niepewnie spojrzał na migoczące wysoko w górze stalaktyty i charknął cicho.
- Nie lubie kiedy mi w ciurę kolce nad pyskiem sterczą..
Kluczyli korytarzami dość długo, marsz dłużył się niezmiernie wszystkim, prócz orka, który w ciszy, ze skupieniem odczytywał wskazania kompasu, lawirując pomiędzy korytarzami, ani razu się nie cofając. Nagle, ni stąd ni z owąd Daka zatrzymał się w miejscu, Mulhyan i Vrisa wpadły na jego plecy, burcząc groźnie i spoglądając pytająco, nieco podirytowanymi spojrzeniami. Ork przystawił palec do ust i szepnął.
- Patrzcie.. tam za zakrętem jakiś w ciurę poblask.. |
|
 |
Vrisa |
Wysłany: Sob 23:08, 29 Gru 2007 Temat postu: |
|
Tego wieczoru mgła otuliła tereny dworskich posiadłości aż po sam las. Skąpana w mętnej bieli okolica wydawała się nieco odrealniona i nieznana. Vrisa spojrzała w stronę miejsca gdzie za mgłą kryły się zabudowania dworskie.
- Jest pewnie przekonany iż będę ponownie próbować włamania. - mruknęła na pół do siebie, na pół do siostry i orka, którzy zatrzymali się wśród drzew razem z nią. - Nie podejrzewałby że znajdę wejście poza murami Dworu - na jej usta wpełzł lekki uśmiech lecz został natychmiast zgaszony tępym bólem głowy, który nawiedzał ją od ostatniej wizyty w Olstigat. Była taka zmęczona.
Wazzdaka rozkładał właśnie swóją egzotyczną maszynerię na wilgotnej ściółce leśnej i z uważną miną studiował zwitek papieru, który wręczyła mu Vrisa. Mapę geologiczną całego tego terenu, wyniesioną ukradkiem z biblioteki.
- Dziękuje ci Mulhyan za pomoc tą mgłą - dziewczyna ruszyła za siostrą przez las. - Sama nie osiągnęłabym takiego zasięgu.
- Nadal nie wiem na czym to polegało - odparła Szklanooka rozgarniając rękoma gęste zarośla. - Dobrze przynajmniej że nie musimy się pchać za mury. Jesteś pewna że to gdzieś tutaj?
Odpowiedzi udzielił ork, który sapiąc pod ciężarem dźwiganego przyrządu dogonił je między drzewami.
- Wejście do jaskiń powinno się w ciurę znajdować u podnóża jakiegoś wzgórza. - charknął i splunął, sprawdzając działanie urządzenia, podkładając pod kamienie przywiązane do kija spory gwóźdź, by sprawdzić czy rezonują pod wpływem metalu.
- To ci się tam przyda - Vrisa wyciągnęła z torby swój nieodłączny magiczny kompas z miedzi i podała Dace. - Tylko on ma napis "Wróć do mnie".
Odpowiedziało jej jeno prychnięcie orczego konstruktora i rechot, toteż wzruszyła ramionami podążyła za siostrą przez chaszcze. Ork przegonił je szybko i przepchnął się do przodu.
- No gdzie ej, ja w ciurę prowadzę! - z tymi słowy skierował swój przyrząd do ziemi i niczym przedłużenie nosa. Szli tak przez jakiś czas, znajdując przy okazji różne rupiecie wyrzucane tu przez ludność z okolicznych wsi. Niektóre z nich Daka uważał za wielce przydatne i skwapliwie chował do swego przepastnego wora.
Dziewczyna starała się nie myśleć o rudym mężczyźnie, jednakże myśli same wokół niego krążyły i za każdym razem gdy ich nie upilnowała, słabła jeszcze bardziej. Klęła ostro w duchu z tej okazji, obiecując sobie iż następnym razem naprawde zrobi mu krzywdę. Był jak kamień, nie zrobiły na nim ponoć żadnego wrażenia informacje które samowolnie postanowiła przekazać mu jej siostra. "Oby się utopił" warknęła pod nosem, aż Mulhyan spojrzała na nią z troską. Niebawem będzie uchodzić za wariatkę, co za rozkosz dla umysłu.
Jej pomstowanie przerwało donośne wołanie Daki gdzieś z przodu.
- Jest w ciurę wejście! |
|
 |
Fiannr |
Wysłany: Pią 12:47, 28 Gru 2007 Temat postu: |
|
Gdy go mijała zatrzymał się, a wysłuchawszy jej monologu westchnął lekko. Trafiła mu się mająca obsesję na punkcie wolności, ambitna do bólu i do tego feministka - jak zaczął ja w myślach nazywać gdy usłyszał słowa o klatce. Świat jej oczami musiał wyglądać naprawdę strasznie.
Gdy upewnił się, że wyszła ze Dworu wrócił do swej komnaty niosąc ze sobą siedem świeczek, zerwaną przez elfkę szarfę i niewielki nóż. Skrzesał ogień i odpalił wszystkie knoty ustawiając je w okręgu na ziemi. Przyniósł w pobliże dwa swoje miecze, po czym sam osiadł w środku płonącego koła. Zamknął oczy starając się wyczuć kobietę, a raczej przypomnieć sobie to jak wyglądała. Zaczął od wspomnień. Tak właśnie zaczynał się jego mały rytuał. Rytuał Końca jak go nazywał.
Gdy postać już pojawiła się w jego umyśle, delikatnie naciął nożem swój brzuch w okolicy żeber. Kilka kropli leniwie ruszyło w podróż po ciele mężczyzny. Chwycił szarfę i tym samym co przed chwila nożem przeciął ja na połowę, po czym jedną i drugą część nasączył swoją krwią.
Chwycił pierwsze ostrze i zaczął rozsupływać rzemienie na rękojmi. Światło płonących świeczek rzucało długie i dziwne cienie po pokoju. Światło które dawały zdawało się koncentrować na postaci siedzącego człowieka.
Gdy udało mu się zdjąć skórzane pasy z pierwszego miecza, zaczął zaplątywać dookoła niego pierwszą część rozciętej szarfy. Gdy juz oplatała szczelnie uchwyt, przymocował na nowo rzemienie, układając je tak jak były wcześniej zawinięte.
To samo powtórzył z drugim mieczem.
Zanim skończył na zewnątrz wstało słońce, a świece wypaliły sie do połowy. Uśmiechnął się do siebie widząc swoje dzieło, które tylko on sam mógł podziwiać. Ułożył oba ostrza równolegle do siebie a sam wyszedł z kręgu. Reszta musiała sie dokończyć sama. Usiadł pod ścianą z dzbanem wina w ręku i przez półsen obserwował jak świece dopalają sie do końca. |
|
 |