Forum Olstigat Strona Główna

Thaed i Anre - zrezygnowali

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Olstigat Strona Główna -> Sala Rekrutów
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Thaed
Gość Dworu
Gość Dworu


Dołączył: 17 Wrz 2007
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wyspa Głosów

PostWysłany: Wto 0:58, 18 Wrz 2007    Temat postu: Thaed i Anre - zrezygnowali

(słowem wstępu, to wbrew pozorom jest podanie, jednak odróżnia je fakt, iż kładzie nacisk większy na poznanie naszych postaci, niż usilne ubieganie się o status dworzanina, oczywiście liczymy na wzajemnie poznanie się zarówno w świecie Aden, jednak najpierw, chcielibyśmy skorzystać z komfortu jaki oferuje forma owego forum, z poważaniem, My... życzymy miłej lektury)

Thaed z trudem od przeszło kwadransu tarł kamieniem o kamień, jak do tej pory krzesając dwie iskry które, za nic mając jego starania, upadły na ziemie i śmiejąc się drwiąco wygasły.
- niech by to keltir zafajdał! - zaklął wściekły, wracając do prób wskrzeszenia ogniska.
Anre spoglądając na niego uśmiechnęła się nieznacznie - nie raz przeżyliśmy już i bez ognia, przyjacielu – powiedziała, leniwie drapiąc po pysku siedzącą obok niej panterę.
Wojownik wbił włócznie w ziemie i usiadł obok kobiety - nie jest bardzo źle moja śmiercionośna królowo – wesoło podrzucił w dłoni mieszek z adeną - zapłata za ostatnie zlecone zadanie!
- Czy masz choć trochę ważniejsze priorytety niż złoto ? - spojrzała na mężczyznę z politowaniem.
Thaed wstał nadąsany, po czym jakby tłumacząc się rzekł - oczywiście! przecież nie możesz tak tu siedzieć i marznąć bez ognia... - na powrót ujał w dłonie dwa kamienie i po chwili zaczął bezlitośnie uderzać jednym o drugi.
- Nie marznę... - wymamrotała pod nosem, obserwując daremne wysiłki towarzysza. Pantera ułożyła się wygodnie u stóp właścicielki, uważnie śledząc wzrokiem poczynania Thaeda. Przesypała się prawie cała klepsydra, niebo zdążyło już nabrać niepokojąco szarego odcienia, a w gęstwinie wciąż dało się słyszeć uporczywe stukanie kamieni, przeplatane wątpliwej kultury słownictwem wojownika. Nie zrażony niepowodzeniami począł przegrzebywać swój ekwipunek w poszukiwaniu czegoś pomocnego. Dołożył na stertę chrustu kilka starych, zapisanymi runami kart pergaminu, których odczytać nigdy nie zdołał, parę łodyg zagadkowego pochodzenia, oszczędził jedynie zwoje z obrazkami miast kontynentu Aden.
- Ha! - wybuchnął okrzyk radości gdy na miejscu przyszłego ogniska tliły się pierwsze wzniecone płomyczki - udało się Anre! - chwycił włócznię dumny i ruszył by upolować jakiekolwiek mięso które nada się na pieczyste.
- Thaed... - zawołała go spokojnie kobieta, spoglądając z apatyczną miną w niebo. Nim wojownik zdołał unieść czoło, ciężki deszcz spadł na nich gasząc świeże płomienie oraz mocząc bezlitośnie ich włosy i płaszcze. Thaed rzucił włócznią o ziemię i zaklął tak obrzydliwie, że i najstarsi kapitanowie najpodlejszych armii uznaliby to za wulgarne. Wojowniczka pozwoliła by strugi deszczu przez chwilę obmywały jej twarz, po czym z nieznacznym wzruszeniem ramion wstała z powalonego drzewa.
W strumieniach lejącej się z nieba nawałnicy, para zaczęła zwijać swój prowizoryczny obóz, pakując co popadnie w pokaźnych rozmiarów tobołki. Całemu zamieszaniu z wyraźnym zainteresowaniem przyglądała się zmokła do ostatniego kłębka futra pantera.
Jeden z pakunków Thaed przewiązał na krańcu włóczni, drugi Anre przerzuciła sobie przez plecy. Najmniejsze zawiniątko dostało się do niesienia zwierzęciu, które z ociąganiem po kilku namowach chwyciło torebkę w pysk.
- Powinnaś pomyśleć dla niej o jukach – krzyknął Thaed walcząc z furkoczącym na wietrze płaszczem.
- Kiedyś... - Anre sprawdziła czy zawiniątka trzymają się mocowań, po czym dała znak do wymarszu.
Pośród szalejącej dookoła ulewy, niewielka gromadka przedzierała się przez las, który wbrew oczekiwaniom nie zapewnił ani odrobiny schronienia. Po godzinie wędrówki
płaszcze otuliły ich zbroje niczym plaster miodu a mokre włosy przykleiły się im do twarzy skutecznie ograniczając pole widzenia.
- mam wrażenie że utopię się we własnych butach - wojowniczka wymamrotała pod nosem, bardziej do siebie niż do towarzysza. Nawet gdyby chciała coś mu przekazać, huk wiatru i wody uniemożliwiał jakąkolwiek komunikację. Brnąc pod wiatr, potykając się tak o własne nogi jak i o
oślepioną zawieją panterę, szybko opadli z sił. Nagle nieoczekiwanie, jakby za działaniem magicznych sił, zwierzę wypruło do przodu niknąc im z oczu. Przez chwilę wymienili spojrzenia po czym ruszyli w kierunku, w którym jak im się wydawało, umknęła pantera.
Ciężkoby w taką pogodę zliczyć ile metrów, czy minut marszowali nim odnaleźli uciekinierkę, spoczywającą spokojnie pod solidną ścianą.
- Sooba! - krzyknęła zmartwiona Anre podlatując do zwierzęcia
- Jednak ten kocur nie taki głupi... - wyszeptał pod nosem Thaed - spójrz... - zwrócił uwagę kobiety badając ręką mur - lepszy lity kamień niż ściana wody... a gdzie mur, tam i brama...
Zdjęli kaptury z głów rozglądając się po nowym otoczeniu, deszcz nadal uniemożliwiał odnalezienie jakiegokolwiek szyldu, jednak macając na oślep cegła po cegle dotarli do wrót
- Klucz złodziejski - powiedział z uśmiechem wojownik wyjmując kiepski wytrych z plecaka - sklepikarz mówił że to profesjonalna robota, zobaczmy... - schylił się majstrując przy zamku, jednak po kilku nieudanych próbach narzędzie pękło w pół zostawiając mężczyznę w niezręcznej sytuacji.
- Thaed... - Anre z pełną chłodnej akceptacji miną pchnęła lekko drzwi, które skrzypiąc uchyliły się nieznacznie – są otwarte...
Wojownik wyprostował się w mgnieniu oka i gestem ręki zaprosił kobietę do środka, jednocześnie szykując włócznię w gotowości. Gdy zawitali do wewnątrz, ich oczom ukazała się piękna, a przede wszystkim ciepła i sucha sala. Jeszcze przed chwilą Thaed uznałby budynek za opuszczony, jednak gdy jego źrenice przywykły do subtelnego migotania pochodni zrozumiał, jak bardzo się mylił. Opuścił broń grotem do ziemi otwierając szeroko oczy w zdumieniu. Znajdowali się w pokaźnych rozmiarów komnacie, której cztery ściany zdobiły obrazy rozmaitej wielkości i kształtów.
- Spójrz...elfka - powiedziała wojowniczka podchodząc do jednego z płócien. Jej głos odbił się echem po pustej sali. - ciekawe kto to - szepnęła już ciszej, przybliżając twarz do portretu.
- Nie jedna nawet... - przyglądał się obrazom gładząc płótna - i orkowie... cóż to za miejsce? Wygląda na to że przychodzimy z wizytą do kogoś ważnego... myślisz że i ów ktoś nazwie nas głupcami nim wypowiemy słowo? tak jak we wioskach elfów i orków? - podniósł głowę sfrapowany, lecz Anre tylko wzruszyła ramionami i przywołała go do siebie gestem dłoni. Odłożył trzymaną rycinę na miejsce, z delikatnością godną typowego wojownika, co zaowocowało stłuczeniem ramki obrazu.
- Thaed! - krzyknęła zezłoszczona.
- Zapłacę... odkupię, przysięgam najdroższa - ruszył do niej tym razem uważając na każdy krok. Wojowniczka pokręciła z dezaprobatą głową, po czym wróciła do studiowania płócien. - Elfowie, orkowie, krasnoludy ...wszelkie rasy – wyszeptała w zadumie – wyglądają na szczęśliwych – delikatnie przesunęła dłonią po ilustracji przedstawiającej wieczorne ognisko. Na jej twarzy pojawił się nikły cień szczerego, płynącego z serca uśmiechu. Wojownik widząc uśmiech na twarzy kobiety, sam uradował się na tak rzadki widok, nieśmiało położył dłoń na jej ramieniu – zaiste... - rzekł szczerze – zupełnie jak w starej kompanii kapitana... tyle że to – oddalił dłoń od Anre i wskazał rycinę – wygląda prawdziwiej...
Prawdziwiej... - skinęła lekko głową – myślisz, że kiedyś i my.... - machnęła ręką – nieistotne.
Tok jej myśli przerwało natarczywe ciche skrobanie. Wojownicy rozejrzeli się wokół, by po chwili dostrzec panterę radośnie ostrzącą sobie pazury na fragmencie posadzki.
- Sooba! - krzyknęła w panice Anre, rzucając się w kierunku zwierzęcia – przestań natychmiast!
Kot spłoszony nagłym zachowaniem właścicielki potulnie, jakby nigdy nic usiadł przy jednym z filarów podtrzymujących strop – Za moment ktoś nas stąd wyrzuci – rzuciła wojowniczka pod nosem – jak nie Thaed to Sooba – zacisnęła powieki uspokajając oddech – same szkody...i siedź tam! - spojrzała karcąco na zwierzę.
- No już już... - mężczyzna zdjął płaszcz z pleców i owinął nim ostrze włóczni, obnażona broń mogłaby świadczyć o agresywnych zamiarach a chciał temu zapobiec...wyjął sakwę ze świeżo zapracowanym złotem – wszystko wynagrodzimy jak tylko odnajdziemy tu kogoś – rozejrzał się dookoła.
- Czołem gospodarzu! - wykrzyknął w stronę echa ścian w nadziei na odzew...
Anre która na obrazie mrocznej elfki wyraźnie ujrzała przepaskę osadzoną klejnotem, zrezygnowała z tłumaczenia wojownikowi, że dom należeć może do kobiety.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fiannr
Drzemiący pod Gruszą


Dołączył: 20 Sie 2007
Posty: 222
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 15:12, 18 Wrz 2007    Temat postu:

Niebo grało całą gamą dźwięków. Od powolnego szeptu wiatru na liściach, aż po przeciągłe wycie w koronach drzew. Deszcz powoli nabierał mocy, rytmicznie tnąc ziemię tysiącami kropel. Gdzieś w oddali dał się słyszeć grzmot, za nim kolejne... coraz głośniejsze. Burza nadchodziła... a może raczej nadbiegała?
Niewielki strumień który zdążył niebezpiecznie wezbrać, niepewnie czując się w swoim korycie począł szukać nowych dróg dla siebie. Niewiele dalej na polanie dało sie dostrzec poprzez strugi deszczu zarys sylwetki ludzkiej. Dwa miecze zalśniły, odbijając światło błyskawicy która przemknęła niby feniks przez nocne niebo. Mężczyzna stawiał pewnie kroki we własnego autorstwa kacie. Precyzyjnie, powoli, z pasją wykonywał kolejne ruchy. Bronie wirowały w jego dłoniach zataczając kręgi dookoła postaci. Krok za krokiem. Wymach za wymachem. Spokojnie
W centralnej części polany znajdowały się w równej od siebie odległości pale wbite w ziemię. Na każdym z nich leżała jedna gruszka. Postać powoli, aczkolwiek zauważalnie zmierzała w tamtym właśnie kierunku. Gdy znalazła się na czterdzieści stóp od pierwszego celu zatrzymała się na moment składając razem miecze.
Koncentracja...
Energia zaczęła koncentrować się w dłoniach człowieka.
Wyciszenie...
Energia z rąk zaczęła spływać w kierunku ostrzy.
Zdecydowanie!
Szybki wymach brońmi wprzód uwolnił skoncentrowaną na czubku głowni moc. Fala uderzeniowa poszybowała jak strzała w kierunku pierwszego owocu. Rozpadł się w mgnieniu oka na kilkanaście równo pociętych kawałków.
Skok!
Szybko stawiane kroki wzbijały w powietrze błoto brązową falą. Dobiegłszy do drugiego pala szybko zadał ciosy prawą i lewą ręką tnąc krople deszczu i nareszcie gruszkę. Ułamek chwili później owoc trzeci nadziany na jedno z ostrzy rozprysł sie pod siłą drugiego, którę wściekle natarło na cel. Krople deszczu przesłaniały widoczność uniemożliwiając zobaczenie czegokolwiek poza kręgiem dwustu stóp. Miecz człowieka mknął ku ostatniemu owocowi. Po niebie przemknęła błyskawica i zwaliła się z potężnym hukiem na drzewo na skraju polany. Ziemia zatrzęsła się wkoło. Gruszka przechyliła się z pala i spadła na ziemię. Miecz trafił w próżnię. Trzask łamanej gałęzi drzewa pośród milionów iskier zagłuszył na moment wszystkie inne dźwięki.
Mężczyzna podniósł twarz ku niebu pozwalając strugom deszczu obmyć ją dokładnie. Odłożył miecze na bok i zdjął z siebie przemokniętą doszczętnie płócienną koszulę i skórzane spodnie. Wahał sie przez chwilę, lecz po namyśle wszedł do strumienia, który można by chwilowo przemianować nawet na rzeczkę i obmył ciało. Woda płynąca w korycie i obok niego nie była o wiele bardziej czysta niż błoto, lecz przyniosła ciału niewielką satysfakcję. Rozejrzał sie dookoła i pozbierał swoje rzeczy. Założył na siebie tylko spodnie. Ostatni owoc, który przypadkiem ocalał posłużył mu za przekąskę. Ruszył niespiesznie w stronę Dworu. Po co się spieszyć? bardziej mokry i tak juz byc nie mógł.

Wszedł przez uchyloną bramę na dziedziniec. Zobaczył pod dachem strażnika idącego w stronę wejścia do komnat, lecz zobaczywszy mężczyznę zmienił zdanie i ruszył w jego kierunku wystawiając się na deszczu niełaskę.
- Cos się stało Veff? - zadał pytanie strażnikowi nie zwalniając kroku.
- Chyba mamy gości... bo ja... padało więc się... i nie zdążyłem zareagować... - zaczął sie plątać w swych słowach.
- Już! Spokojnie młody. Nic nie powiem innym - uśmiechnął się przebiegle, a adresat słów nie był z tego zadowolony. - Kogo do nas dziś niepogoda przywiała?
- Dwoje wędrowców. I chyba jeszcze zwierzę... jedno lub dwa. Nie jestem pewien - przystanął gdy obaj stali juz pod dachem.
- W takim razie przynieś coś z kuchni. Jeśli nic nie znajdziesz przygotuj coś ciepłego. Acha! I koniecznie zagrzej coś do wypicia. Może być wino, lub ziołowe napary w ostateczności. Za ile kończysz zmianę?
- Już tu powinien być mój... O! Już - powitał gestem dłoni zmiennika.
- W takim razie przygotujesz salę gościnna dla dwóch osób.
- Ale... Ja nie jestem służącym! - wypiął się dumnie. - Jestem strażnikiem!
- Ech - westchnął ciężko. - Brakuje nam i służby i warty w tych czasach. No ale skoro mówisz że jesteś strażnikiem. Hej Dax! - krzyknął w stronę nowo przybylego wartownika. - Nie chciałbyś dziś oddać komuś warty? Na przykład...
- Już idę! - krzyknął młody wiedząc w jakim kierunku zmierzała rozmowa. - Dla dwóch osób!
- Ech... ci nowi - powiódł wzrokiem za Veffenirem.
Przeciągnął się, zdjął buty i strzepując z głowy krople deszczu wszedł do pomieszczenia będącego salą gościnną.
- Witajcie - rzekł przyglądając się gościom. - Rozgośćcie się proszę. Zaraz podamy kolację.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Anre
Gość Dworu
Gość Dworu


Dołączył: 17 Wrz 2007
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 16:43, 18 Wrz 2007    Temat postu:

Echo słów wojownika rozlało się po przestronnej sali, stawiając tak zwierzę jak i wojowniczkę w stan gotowości. Anre odwróciła się w mgnieniu oka w kierunku z którego dochodził głos, odruchowo kładąc dłoń na rekojeści miecza. Zaalarmowana potencjalnym niebezpieczeństwem pantera zrobiła kilka szybkich skoków ku gladiatorowi.
-Sooba nie! - krzykęła wojowniczka, znając na tyle swego pupila by wiedzieć czym może zakończyć się niekontrolowany atak dzikiego jednak zwierza. - Daruj – zwróciła się ku przybyszowi, jednocześnie gestem dłoni przywołując ku sobie panterę – jest porywcza. - Kot potulnie usiadł przy właścicielce, nie spuszczając jednak czujnego spojrzenia z postaci nowo przybyłego woja. Anre rozejrzała się niepewnie po sali jakby w porzukiwaniu odpowiednich słów – jestem Anre – skinęła lekko głową – a to mój towarzysz, Thaed, oraz moja przyjaciółka i opiekunka, Sooba... - urwała.
Thaed odruchowo chciał zasalutować w ostatniej chwili jednak, pojął w jak niezręcznej sytuacji się znaleźli, zdjął z dłoni mitrylową rękawice, i podając ręke – jak sam uznał – gospodarzowi rzekł – racz wybaczyć panie, że nachodzimy w tak hałaśliwy sposób, lecz przysiągłbym że ni żywej duszy ni szyldu jakiego przez ten diabelski deszcz ujrzeć się nie dało – przełknął ślinę i podjął dalej – a co tyczy się szkód jakich narobił ten darmozjad, czyli obrazu i posadzki... - mężczyzna stojący przed Thaedem kątem oka dostrzegł zwinny ruch łokcia Anre, który niezbyt delikatnie trafił w żebro postaci z włócznią – ughhh... - jęknął Thaed i zrozumiawszy aluzje mówił dalej – sam, na ochotnika wynagrodzę, lub też odpracuję jeśli złota mojego będzie mało.
Wojowniczka spojrzała spod ociekających wodą włosów na gladiatora, jakby dopiero teraz dotarło do niej znaczenie jego słów. - Panie, nie chcemy Cię fatygować ani narażać na koszta. Omyłkowo, nieproszeni nawiedziliśmy Twą siedzibę i nietaktem z naszej strony byłoby wpraszać się na biesiadę - skrzywiła się lekko dostrzegając jak blisko zrujnowanej podłogi stoi gladiator – tym bardziej, że zdaje się zniszczyliśmy dość cenny kawałek – zamyśliła się – wystroju. - echo jej słów przeciął nagły grzmot, po którym z jeszcze większa siłą runęła z nieba tafla wody. Nie zdołał on jednal zagłuszyć cichego burczenia, dobiegającego najprawdopodobniej z żołądka kogoś z kompanii.
Magiczne słowo, jakim na tę chwilę było 'kolacja' grało figlarnie na zmysłach Thaeda, nie mogł nie zgodzić się z kobietą, jednak myśl o braku pieczystego na... braku ogniska powracała uderzając w myśli a potem w brzuch – jeszcze chwilę... - powiedział do siebie w myślach – Anre też zgłodnieje do granic...- musiał zagrać na zwłokę – Nie żebyśmy chcieli zaraz wychodzić... - powiedział już na głos, i zrozumiał że nie była to najlepsza mowa jaką mógł teraz wystosować – chodzi mi raczej o to, że wygląda tu naprawdę pięknie... a na zewnątrz sam diabeł żywiołami się chyba zabawia... gdzie właściwie się znajdujemy? Jeśli spytać o to mogę...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Erohoz
Opiekun Dworu
Opiekun Dworu


Dołączył: 22 Maj 2007
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ze Dworu

PostWysłany: Wto 17:21, 18 Wrz 2007    Temat postu:

Kowal skończywszy zbroje dał ją elfowi do przymierzenia. -Pasuje - po czym elf zapłacił kowalowi, zdją zbroję i założył swoją tunikę i wychodząc pożegnał się z kowalem. Deszcz padał obficie dlatego założył na siebie płaszcz ze skóry niedźwiedzia. Wiedział że czeka go długa droga aby mógł wrócić do dworu. szedł długo przez las aż w końcu dotarł do swojego celu, do dworu Olstigat. Wszedłszy do dworu skierował się do zbrojowni gdzie zostawał pancerz i wychodząc na korytarz zobaczył światło świecące z sali na końcu korytarza wchodząc usłyszał pytanie które zadawał człowiek.- Witajcie znajdujecie sie we Dworze Olstigat. Jestem Erohoz. Co wy tutaj robicie w taki dzień? Po czym spojrzał na nieznajomych.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Erohoz dnia Wto 18:31, 18 Wrz 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Thaed
Gość Dworu
Gość Dworu


Dołączył: 17 Wrz 2007
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wyspa Głosów

PostWysłany: Wto 18:10, 18 Wrz 2007    Temat postu:

Dwór... - pomyślał Thaed, nigdy wcześniej nie bywał na żadnych dworach, i ten, mimo iż dalece różnił się od ulubionych koszar wojownika, wydał mu się miejscem godnym podziwu.
- Jestem Thaed, a moja towarzyszka to Anre... - powiedział do brodatej postaci - wraz ze swoją Zgubą...
- Soobą! - kobieta poprawiła wojownika obrzucając go chłodnym spojrzeniem.
- Tak właśnie... ktoś mógłby uznać nas za włamywaczy, ale jedyne czego tu szukaliśmy to ucieczka przed deszczem, niefortunny zbieg przypadków - podrapał się po głowie, nie wiedział zbytnio co więcej mógłby dodać, nie znał on ludu matczynego drzewa, ich zachowań czy zwyczajów, w swych wyprawach zauważył jedynie że różnią się oni od ludzi, zatem starał się nie powiedzieć nic co mogłoby elfa urazić, więc w efekcie milczał.
- Dwór - powiedziała właścicielka pantery z uśmiechem - bardzo nam miło... - przebiegła wzrokiem raz jeszcze po obrazach w sali - właśnie odnalazł nas... - w tym momencie zdała sobie sprawę, że nie wie jakie imię nosi wojownik który zapraszał ich na kolację.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fiannr
Drzemiący pod Gruszą


Dołączył: 20 Sie 2007
Posty: 222
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 19:33, 18 Wrz 2007    Temat postu:

- Fiannr - odpowiedział na pytające spojrzenie kobiety. - Tak mnie wołają. Miło mi Was gościć we Dworze niezależnie od przyczyny waszych odwiedzin. Czyż nie Erohozie?
Elf w odpowiedzi pokiwał głową, jednak coś w jego spojrzeniu dało do myślenia mężczyźnie. Dopiero teraz zauważył, że stoi w sali ubrany jedynie do pasa. Na jego ciele znajdowało miejsce wiele blizn i szram. Można by rzec, że tylko z nich się składało. Nie zważając na zimno zarzucił szybko na ramiona mokrą koszulę. Pomimo chłodu jego psychice ulżyło, gdy wiedział, że nie wita gości w samych spodniach.
- Niestety wstąpiliście w nasze progi więc nie macie innego wyboru jak pozostać u nas w gościnie i odmawianie nie wchodzi w rachubę - uśmiechnął się patrząc na przemian to na mężczyznę, to na kobietę. Na końcu Przeniósł wzrok na czworonożnego ich komopana. - Jedyny problem może stanowić dla nas wykarmienie... Sooby? Tak ma na imię Wasza pantera? Nie jestem pewien w czym ona gustuje. Jeśli coś poza surowym mięsem dajcie proszę znać, a powiadomimy kogo trzeba by i ona nie głodowała w naszych progach.
W tym momencie do sali wszedł jeden ze strażników niosąc sporej objętości naczynie i kilka kubków.
- Na początek zagrzejcie swe ciało tym - spojrzał do postawionego na stole naczynia i uśmiechnął się - winem - "na szczęście" dodał w myślach. - Nim jednak dopijecie je do końca lepiej chyba żebyśmy się przebrali. Możecie rozwiesić swe ubrania przy kominku by szybciej wyschły. Tymczasem jeśli nie macie nic przeciwko Veffenir wskaże Wam miejsce w którym przebierzecie się w coś suchego. mam nadzieję, że znajdzie się coś na Waszą miare i że wytrzymacie w tym dopóki Wasze stare ubrania nie będą gotowe do użytku. A gdy już wrócicie kolacja winna byc gotowa. Jeśli macie jakies pytania to zadacie je przy kolacji, a tymczasem nie marznijcie dłużej. Veff! Prowadź gości do szatni! Niech dostaną najlepsze z możliwych dla nich ubrań!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fiannr
Drzemiący pod Gruszą


Dołączył: 20 Sie 2007
Posty: 222
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 13:26, 28 Wrz 2007    Temat postu:

Wiele wody upłynęło nim człowiek kolejny raz pośród gęstego deszczu postanowił się zatrzymać i odespać godziny samotnej wędrówki. Zastanawiał się jak toczą się losy dwojga poznanych niedawno wojowników, oraz ich Pantery.
Zgu..? Sooby? Chyba tak...
miał nadzieję, że po odpracowaniu szkód jakie Sooba wyrządziła posadzce w sali gościnnej nie odejdą w swoją stronę. Ale nadzieja i życie to dwie różne sprawy. Usiadł pod załomem skalnym i starał się skrzesać ogień by ogrzać zmarznięte ciało. Minęło trzydzieści ziaren, a nawet jedna iskra nie zechciała zstąpić na wysuszoną i specjalnie do tego celu gotową brzozową korę. Wstał szybko upuszczając krzemień pod nogi. Stojąc naprzeciw skały uderzył o nią ze wściekłością pięścią. Dłoń pulsowała bólem, ale i to nie przyniosło ukojenia. Kolejne razy wymierzanie ścianie zostawiały krwawe ślady. Deszcz na zewnątrz nabierał na sile.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Olstigat Strona Główna -> Sala Rekrutów Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group, modified by MAR
Inheritance free theme by spleen & Programosy

Regulamin