Forum Olstigat Strona Główna

Pazur

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Olstigat Strona Główna -> Komnata Gościnna
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
RubraQuercus
Gość Dworu
Gość Dworu


Dołączył: 22 Lut 2008
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 21:04, 22 Lut 2008    Temat postu: Pazur

Oświetlony wschodzącym słońcem stos pogrzebowy już się dopalał. Właściwie tlił się już tylko. Z ciała i kości młodego szamana pozostał popiół. Dym leniwymi smużkami wzbijał się w niebo. Przed ogniskiem siedział z dłońmi na kolanach ork. Młody jeszcze ale już wielki. Zwalisty. Siedział tak od zachodu słońca. Bez ruchu. Patrzył w płomienie i słuchał krzyku morderców. Zawieszeni nad mrowiskiem niedługo przed rozpaleniem stosu, przestali krzyczeć trochę przed świtem. Dym wzbijał się w niebo. Niósł do Najstarszego ducha jego brata. Drugi raz utracony. Tym razem nieodwołalnie. Do chwili kiedy ich duchy spotkają się Płomieniu Najstarszego. Koniec. Robur odszedł. Ale co on ma dalej począć. Nie ma rady. Trzeba zapytać. Rozdmuchał ogień, dorzucił drewna. Klęknął. Po prawej ręce położył sakiewkę pobrzękującą kamykami. Po lewej szeleszczącą pyłem. Przełknął garść jagód, popił. Zamknął oczy. Trwał w bezruchu czas jakiś. Otworzył je już z ogromnie powiększonym źrenicami.
- Tejak'arr Paagrio Kurzaz. Mądrości potrzeba mnie. Dokąd pójść mam ja.
Sięgnął do woreczków. Dłonie nad ogniskiem opróżnił. Spadł w płomienie jasno błyszczący klejnot i garść proszku. Nim ręce cofnął, płomień liznął jego przedramię. Zapiekła poprzeczna blizna wyrzezana kiedyś płonącym patykiem.
- Siostra. Płomieniu we krwi mojej. Gdzie mnie szukać ciebie
szepnął zdumiony. Przecież Sillae też już nie żyła. Elfka o szarej skórze i długich włosach. Siostra krwi. Znów zaczerpnął z sakiewek, znów dłonie nad płomieniem opróżnił. Po krótkiej chwili w ognisku pokazały się dwie owalne dziury. Jak wypalone oczodoły, pomyślał. Coś kazało mu unieść nieco głowę. Przed nim jezioro lśniło porannym błękitem. Za wodą las kołysany wiatrem. Jak włosy Sillae. Na jeziorze lądował właśnie łańcuszek ptaków. Usilnie próbował zrozumieć znaki. Robur, ty byś wiedział. A ja. Koth globurz. Puste oczodoły, jezioro spętane łańcuchem i włosy. Sięgał do sakiewek po raz trzeci kiedy przed jego oczyma spadło pióro, zgubione widać przez któregoś z lądujących ptaków. Jednym końcem upadło w płomienie i leżało dymiąc. Dymiące pióro. Ostatni raz opróżnił dłonie nad ogniem. W płomienie spadł krwisty rubin i trochę proszku. I nic się nie stało. Żadnego znaku więcej. Trzeba będzie iść według własnego rozumu nie wiedząc czy droga właściwa. Pozbierał swoje rzeczy i ruszył w drogę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
RubraQuercus
Gość Dworu
Gość Dworu


Dołączył: 22 Lut 2008
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 21:54, 22 Lut 2008    Temat postu:

Szedł przez miasto. Nie lubił kamieni, szarych murów. Niestety. Jedzenie mógł dostać po wioskach. Mógł upolować. Ale krople ognia do pazurów mógł kupić tylko w mieście. Wszystko jedno. Nie lubił murów. Parł przez tłum kierując się mniej więcej do środka miasta. nie patrzył pod nogi. Co było niższe od niego, zwykle schodziło mu z drogi. Więc czemu ten elf nie zszedł. Potknął się o coś, a właściwie o kogoś. Odruchowo wybił się z zakrocznej nogi i przeskakując przeszkodę obrócił wokół własnej osi. Zobaczył na ziemi elfa. Prawie go sklął, kiedy zobaczył rozsypany dobytek długouchego. Pergaminy, słoje z inkaustem, pęk piór, jakaś zioła. Skryba. Wziął w nim górę szacunek dla mądrości i wiedzy. Pomógł przewróconemu wstać, pozbierał rzeczy.
- Tak i przepraszam ja. Spieszyłem się, pod nogi nie spoglądawszy. Tak ty nie gniewaj się.
Grzecznie zaprosił poszkodowanego do gospody. Zapytał o to i owo. Zamówił posiłek. Kiedy zjedli, na stół wkroczył dzban wina i dwa gliniane kubki. Elf ciekawie opowiadał o mieście, o jego mieszkańcach. Zapytał skąd Rubra pochodzi, poprosił o opowieść o rodzinnej wiosce. Zapisał conieco. Zapalił fajkę i jeszcze coś zapisał. Końcem pióra poskrobał się po nosie, co wyglądało dość pociesznie. Ork zastygł zszokowany. Kiedy elf drapał się po nosie, wypuścił kłąb fajkowego dymu. Wyglądało to jakby dym wydobył się z pióra. Rubra ryknął i walną dłonią w stół.
- To tyyyy. Ty powiesz mnie gdzie ja znajdę ją. Nu, mów.
Elf zdębiał. Przestrach minął mu szybko. Nic tylko nie rozumiał. Młody pazur długo tłumaczył mu historię siostry krwi. Opowiadał o znakach. Elfa zafascynował sposób pytania bogów o radę, jednak w końcu skryba zaczął się zastanawiać nad wskazówkami otrzymanymi przez orka. Jego mamrotanie nie docierało do zielonoskórego, zagłuszone odgłosami karczmy.
- Oczodoły, spętane jezioro, włosy. Ślepiec, spętane jezioro, włosy. Ślepe oczy, a nad nimi ...
Nieznacznie zmrużył oczy. Wypuścił kłąb dymu i popatrzył na zielonoskórego twardo zadając pytanie.
- A po co ci wiedzieć na kogo te znaki wskazują ?
Ork zdziwił się niepomiernie jakby rzecz była oczywista. Może dla niego rzeczywiście była. Ale tylko dla niego. Poznał, że bez dobrej odpowiedzi nie dowie się niczego. Byli w mieście, nie mógł więc jej po prostu z rozmówcy wydusić. Zresztą polubił go trochę. I ten szacunek dla wiedzy.
- Nu jakże po co mi. Taż przecie ...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez RubraQuercus dnia Nie 20:15, 24 Lut 2008, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sidd
Gość Dworu
Gość Dworu


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 17:28, 23 Lut 2008    Temat postu:

Niski elf wyszedł z karczmy ćmiąc fajkę i naciągając kaptur na twarz pooraną bliznami. Poprawił opaskę zakrywającą oczy i mruknął do grubego kota siedzącego niedaleko:
-Całkiem niezgorsze żarło tu mają, trza wam kiedyś zawitać panie kocie...
Po czym skręcił w ciemną uliczkę, zgiął się wpół i zwrócił całe jadło i napitek. Otarł rękawem podniszczonego płaszcza usta i zaciągnął się dymem z fajki.
-Zaprawdę musisz się przyjglądnąć temu czemuś - skinął głową w stronę karczmy gdzie orka zostawił - może mieć coś co będzie nas interesowało.
Podparł się laską i pokuśtykał garbiąc się wgłąb ciemnej uliczki mrucząc coś o orkach...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Samitari
Gość Dworu
Gość Dworu


Dołączył: 20 Lut 2008
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 21:48, 24 Lut 2008    Temat postu:

- Wyrównaj oddech dziecko, wyobraź sobie pączek róży i skoncentruj się na nim. Pamiętaj, nic na siłę. To musi przychodzić naturalnie.

Promienie południowego słońca wpadały przez otwarte okno niewielkiego domu porośniętego winoroślą i kładły się złocistymi pręgami na puszystym zielonym dywanie na którym siedziały naprzeciw siebie dwie kobiety. Młodsza, ubrana w prostą białą sukienkę, mocno kontrastującą z szarym kolorem jej skóry wyglądała na zdenerwowaną, chociaż bardzo chciała sprawiać wrażenie skupionej. Starsza z elfek siedziała nieporuszona, w lekkiej sukni z blado błękitnego jedwabiu, odsłaniającej ciemne ramiona i sporą część dekoltu. Strój nieprzystojny do świątyni ale idealny na popołudniowe lekcje.
- Teraz utkaj wokół mnie podstawowe z mocy - padło kolejne polecenie wydane głosem, w którym pobrzękiwała nuta chłodu. Zbyt wiele przeżyć zabarwiło ów głos w ten sposób, kapłanka starała się ocieplić go uśmiechem, lecz efekt nie był wiele lepszy.
Młoda elfka zdenerwowała się jeszcze bardziej, tak iż tarcza wyszła jej nieporadnie zaś splot koncentracji miał siłę dwukrotnie słabszą niż powinien.
- Jeszcze raz dziecko - cierpliwość Samitari wydawała się niezmierzona. Błękitny kamień na łańcuszku wplecionym w jej włosy migotał od jakiegoś czasu, lecz nowicjuszka nie czuła nigdzie przenoszonej mocy. Toteż zamiast się skupiać, zastanawiało ją, co właściwie robi jej nauczycielka. Mimo domu urządzonego w prostym eleganckim stylu, nie potrafiła się zdobyć na jakąkolwiek swobodę. Miała wrażenie że każda ściana ma oczy i obserwuje jej poczynania. Chwilami trapiła się czy dobrze zrobiła, rezygnując z części zajęć w świątyni, przychodząc tutaj. Pani Samitari znała jednak wiele ciekawych (i zakazanych) splotów mocy, których nie uczono nowicjuszek. No i na pewno wiele przeżyła... Dziewczyna spojrzała mimowolnie na pokryte niemal niewidocznymi już bliznami przedramiona kapłanki.
- Masz zamiar mi się przyglądać, czy się uczyć dziecko?
Drgnęła, słysząc tą przyganę i zaczerwieniła się. Nie miała pojęcia w jaki sposób starsza elfka wie o pewnych rzeczach, ale nie miała ochoty patrzeć w czarne, niby smoliste stawy, niewidzące oczy, by się o tym przekonać.
Ciszę przerwało pukanie w okiennice. To goniec zaglądał do pokoju nieśmiało, wymachująć jakimś listem.
Samitari wstała i bez słowa odebrała od niego mały zwój. Odwróciła się tyłem do okna jakby zastanawiając się nad czymś. Po czym ku zdumieniu dziewczyny, podała jej zwitek.
- Przeczytaj.
Młoda elfka niepewnie rozwinęła liścik i przebiegła wzrokiem po wiadomości. Niewiele z niej zrozumiała, toteż przeczytała na głos.
- Nie wiem, czy to wieża, czy też wolni strzelcy, ale chyba nadal przyciągasz wzrok i zainteresowanie swoją osobą. Niedalej dzień temu zaczepionym został i uraczonym wieczerzą. Zielonoskóry co ją ofiarował mię młokosem jest, choć już nadwyraz rosłym. Wątpię aby był agentem czy też samodzielnym łowcą, na lotnego nie brzmiał... - urwała błądząc wzrokiem po pergaminie - To wszystko. I jakiś gryzmoł zamist podpisu.
- Dziękuję dziecko - kapłanka uśmiechnęła się lekko. Po czym jakby nic się nie stało usiadła na powrót, wygładzając suknię na udach.
- Zacznij od nowa. Wszystkie podstawowe oraz te których się już nauczyłaś.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
RubraQuercus
Gość Dworu
Gość Dworu


Dołączył: 22 Lut 2008
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 21:19, 26 Lut 2008    Temat postu:

Musiał źle odczytać znaki. Elf nie wiedział o kogo idzie. Znów wędrował na ślepo. Właśnie wchodził do Dion. Budynki nie tak wysokie jak gdzie indziej. Przynajmniej nie czuł się jak w wąwozie. Przeciskał się przez tłum. Właściwie szedł. Tak, to tu się zaczęło. Pod tym drzewem gdzie długowłosa elfia szamanka właśnie kogoś opatruje. Dziwnie dużo miejsca jej zrobili. Może ofiara zarazy. Te młode rasy są takie dziwne. Na pierwszym miejscu stawiają instynkty. Uśmiechnął się z lekceważeniem. Poczuł jak ktoś wpadł na niego. Poczuł też delikatne dotknięcie tam gdzie go być nie powinno. Szybko jak wąż sięgnął ręką i podniósł ją do góry. Trzymał w dłoni przedramię majtającego nogami podrostka. Odruchowo szacował przeciwnika. Krótkie uszy. Człak. Słaby. Młody. Nie dziecko. Ale i nie wojownik. Ubrany niezgorzej. Zawodowy złodziej. W tych barbarzyńskich krainach nie można zwyczajnie obciąć złodziejowi ręki. Opuścił chłopaka na ziemię. Mocno nadepnął podkutym butem na jego stopę. Poczuł jak pękają kości śródstopia. Wrzask uderzył w uszy. Zaciskał dłoń coraz mocniej. Jeden. Dwa. Jeśli mają również dwie kości przedramienia, to od niego mieszkańcy trochę odpoczną. Odrzucił złodzieja na bok jak szmatę.

Podszedł do wielkiego drzewa. Dotknął pnia, kucnął i dotknął trawy. Tu siedział czyszcząc pazury, kiedy ten człak się roześmiał. Jak go wołali. Gavin. A Rubra pomyślał, że zaśmiał się z jego oręża. Danego przez Sanktuarium. Ten człak obraził Krwisty Krzyż. Już go prawie wyzwał kiedy poczuł na szyi ostrze. Ona. Cztery razy mu tłumaczyła, że wciąga Sanktuarium w wojnę. Ale przecież jego powinnością było bronić dobrego imienia Sanktuarium. A wojna to zwykła rzecz. Zabrała go pod tym ostrzem nad rzekę. Opowiedziała o Krzyżowcach. W końcu zrozumiał od czego uratowała jego i nie tylko jego. I kiedy zapytał czemu to zrobiła. Kiedy powiedziała, że dla Sanktuarium. Kiedy powiedział, że nie widzi na jej piersi Krzyża. Kiedy się rozpłakała. Zrozumiał. Że i w kimś z młodszej rasy może się tlić płomień. Zrobił coś o czym jeszcze nie słyszał. Zmieszał krew z szaroskórą. Siostra. Tu się zaczęło.

Wstał. Długowłosa szamanka odchodziła. Wszyscy przed nią się rozstępowali, a za nią tłum zlewał się znów w całość. Jak to za szamanem. trzeba wracać w góry. Tam spytać szamana. Tylko prawdziwego. Nie takiego jak tych tu. Strojni w jakieś pióra kundle. Przy nich prawdziwy szaman jest jak wilk. Z tą myślą minął bramę miasta

Słońce wyjrzało znad najwyższego szczytu Wilczych Kłów. Siedział przy ognisku. Naprzeciw szamana. Czuł w ustach jeszcze gorzki smak jagód. Odrętwienie ogarniało całe ciało. Mięśnie sztywniały. Śpiew szamana zaczął się splatać ze słonecznymi promieniami. Ze smugami dymu. Ze źdźbłami trawy. Smugi dymu rozdzieliły się i splotły w dwa warkocze. Popłynęły do jego oczu. Chciał zamknąć powieki. Nie udawało się. Dym począł uderzać w jego oczy. Pchać. W końcu zwyciężył. Gałki oczne wpadły do środka. Przepadły. Przez puste oczodoły dym wpływał do jego wnętrza. W końcu wypełnił go całego. Ale wciąż szukał czegoś. Krążył, aż znalazł. Przez puste oczodoły zaczęły się wysuwać czarne włosy. Długie, lśniące. Siostra. Jej włosy. Chcą mu ją odebrać. Nie pozwoli. Nie da jej więcej skrzywdzić. Wysnuwane przez oczodoły włosy zaczęły czerwienieć. Po jednym, po dwa, po kilka zmieniały się w strumyki krwi. Otworzył usta, a krew wpływała z powrotem do jego wnętrza. Obronił ją.

- Nu powiedzieć Tobie szamanie. Gdzie ją znaleźć mnie ? Czy żyje ona ? -
- Nie wiem -
wiedzący wypuścił z ust kłąb wonnego dymu - Pokazał Najstarszy, że możesz znaleźć ją nim przejdziesz przez ostatni ogień. Nu ona nie żyje. - kolejny kłąb dymu
- Tak i żyje czy nie żyje ? - Już nieco rozzłoszczony, nie dał po sobie tego poznać. Rozgniewasz szamana, szykuj sobie stos, powiadali.
- Mówiłeś, że siostra twoja swego czasu pamięć utraciła. Że nie poznawała. Nie wiedziała. Teraz kiedy ty spotkasz ją, też tak będzie. Tylko więcej. I nie szukaj wojowniczki. Szukać tobie szamanki bez oczu, mocą silnej. Ta woda spętana to moc.
- Tak i znowu między barbarzyńców trzeba mnie. A Tobie szamanie podziękować.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez RubraQuercus dnia Śro 12:10, 27 Lut 2008, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sidd
Gość Dworu
Gość Dworu


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 21:55, 26 Lut 2008    Temat postu:

Spokój został zaburzony. Nie czuło się różnicy od razu, niemniej jednak coś było dziwnego pośród tych ścian. Coś zręcznie "wpełzło" do domu, bez naruszenia glifów i czarów strażniczych. Pierwsze co dało się odczuć to specyficzna aura - jak gdyby powiew stęchlizny, starości grobowca świeżo odpieczętowanego. Dalej subtelna woń ziela do fajek nabijania. Niska, przygarbiona postać stała w ciemnym rogu pomieszczenia, okryta długim płaszczem, przysłonięta kapturem.
-Szuka was. I jest coraz bliżej. Ścierwo ma swoisty... instynkt. To dość normalne u krótko żyjących chyba. Nie znam jego zamiarów, ale może być dość... kłopotliwy.
Zamilknął, zaciągnął się kilkakrotnie dymem.
-Ciekawe legowisko, choć zbyt jawne jak na mój gust... A i spiżarnia wydaje się jakoś słabo zaopatrzona, zostawiłem tam trochę warzyw trudno tu dostępnych... w każdym razie, Samitari, mniemam, że umiesz dobrze przyjmować gości, nie mylę się?
Uśmiechnął się lekko, i w mroku zalśniły zęby, wyglądające bardziej niczym paszcza wilka, niż elfickie uzębienie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
RubraQuercus
Gość Dworu
Gość Dworu


Dołączył: 22 Lut 2008
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 17:45, 27 Lut 2008    Temat postu:

Na wzgórzach nad Dion płonęło ognisko. Dym z niego snuł się leniwie opływając czasami sylwetkę siedzącego pięściarza. Dym wspomnień płynął nieco szybciej. Obmywał jego ducha. To było tutaj.

Opowiedział jej o bracie. Szamanie. Pierworodnym domu Quercus. O jego zniknięciu i powrocie. I zdumiony wysłuchał jej deklaracji pomocy. Chciała ni mniej ni więcej tylko zabić jego brata. Wtedy on zostałby pierwszym synem domu Quercus. Była gotowa to dla niego zrobić. Popełnić zbrodnię. Dla brata krwi. Podstępem wyłudził od niej przysięgę. Że nie tknie Robura i nie zaszkodzi mu w żaden sposób. Kiedy zrozumiała co się stało, wpadła w szał. Rzuciła się na niego z tarczą. A jemu nie wolno było z nią walczyć. Prawo Krzyża nie pozwala na walkę z innym Krzyżem. Mógł się tylko cofać i uchylać. W końcu go powaliła. Ostatnie co pamiętał to ślady krwi na tarczy. Jego krwi na jej tarczy. Pech chciał, że widzieli to milicjanci miejscy. Zaczeli ją ścigać. Tłumaczył im, że to tylko sprzeczka. Że nic się nie stało. Czekał ją areszt. Nie mógł na to pozwolić. Pomagał ją tropić. Nad ranem wyjął z plecaka łapy niedźwiedzia. Nawet się nie obudzili. Trzy uderzenia serca. Trzy żywoty. Poszło na konto jakiejś niedźwiedzicy. Ale Mistrzowi Krzyża musieli wyznać wszystko. Nie lza inaczej. Takie prawo Krzyża. Powiedział, że to on ją obraził. Więc on odebrał karę. Trzykroć po dziesięć batów. Kiedy kańczug rwał skórę, uśmiechał się tylko. Do niej. Pamiętając by nie odsłaniać zębów. A ona płakała i wzdrygała się za każdym uderzeniem. A on patrzył na jej gładką, szarą skórę. Tak przyjemną w dotyku kiedy po bitwie myli się nawzajem podczas kąpieli w rzece. Którą tak lubił głaskać kiedy zasypiali przytuleni przy ognisku w leśnej głuszy. Wtedy pierwszy raz postawił Ją ponad prawem. Skłamał samemu Mistrzowi Sanktuarium by ją ochronić. Dlaczego Paagrio nie dał jednego prawa wszystkim ? I dlaczego nie zapisał go w duszy tylko w głowie ? Kiedy serce dyktuje jedno, a prawo drugie to nie wiadomo co robić. To jak zejść do jaskini bez pochodni. Nic nie oświetla ścieżki. Jak dziś.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Samitari
Gość Dworu
Gość Dworu


Dołączył: 20 Lut 2008
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 19:27, 27 Lut 2008    Temat postu:

Blask księżyca okrywał srebrną poświatą wnętrze pokoju, wydłużając cienie, przerysowując zwykłe przedmioty czyniąc je niemal groteskowo nierealnymi.
Nocny wiatr poruszał krótkimi firankami w oknie i czarną, powiewną szatą spowijającą kobiece ciało. Połyskliwa materia podążała za każdym krokiem kapłanki w cichym szumie jedwabiu, celebrowała każdy powolny i staranny ruch; każdy obrót znaczyły czarne wstęgi, niczym warkocze mrocznej komety.

O nocy kryształowa. Spójrz na mnie. O nocy aksamitna. Stań się mną.

Nie inna tak bardzo od mgielnego ducha i nie tożsama zarazem, tańczyła rytuał blasku i cienia; bowiem tylko dla tańca oczy nocy zwracały się ku ziemi. Niewielki dom przesycony był mocą, pulsował nią i pachniał, jak wonne kadzidło ze wschodu.
Od formy do formy, od płynnego ruchu poprzez gesty do miękkiego ruchu nadgarstków. Tańczyła do melodii zapomnianej przez stulecia. Dzięki niej wszystko było bardziej wyraziste, niemal namacalne. Bardziej żywe.

Przepełniona wysoko wibrującą energią czuła każdą zmianę w otoczeniu. Inny zapach, drganie powietrza, lśnienie glifów, delikatną woń dymu.
Zatrzymała się. Splotła dłonie w małdrzyk na podołku i czekała.
Wkróce też usłyszała jego głos.
Uśmiechała się, nie z powodu tego co mówił. Z powodu samej jego obecności.
- Znów dzięki tobie muszę zmieniać zaklęcia stróżujące, Skrybo. - delikatny strumień wiatru podpełznął w stronę elfa, owionął go dookoła aż wreszcie zsunął kaptur z jego głowy.
- Nie podoba ci się moje "legowisko"? Wszak... najciemniej pod latarnią - obróciła głowę w stronę otwartego okna, a światło księżycowe przydało jej czarnym włosom nieco upiornego blasku. - A odpowiednią gościnność okazuję każemu. Wedle jego zamiarów i zasług. Chodź - przekrzywiła głowę powoli - Przekonasz się.
Wyszła z komnaty niespiesznie, jak królowa z sali tronowej. A za nią błądził długo zapach drzewnego kadzidła i wiatru.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
RubraQuercus
Gość Dworu
Gość Dworu


Dołączył: 22 Lut 2008
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 22:35, 27 Lut 2008    Temat postu:

Dion. Kiedy płomień ścieżki nie wyznacza, nie oświetla, kiedy błądzisz w ciemnościach trzeba wrócić do pierwszej iskry. A nuż ogień rozgorzeje na nowo. Więc wrócił.

Tu na wzgórzu przy świątyni odwrócił się od siostry. Kiedy szaman jej duszę opętał. Kiedy niewolną ją uczynił. Kiedy za szamanem jak suka szła miast pod Krzyż Krwisty wrócić. On się od niej odwrócił. Krzywdzonej. Bo nie może niewolny bratem wolnego pazura być. Skoro prawa przestrzegał, czemu pali go na to wspomnienie żal. I wstyd. Popatrzył na przedramię. Nożem skórę z blizną ściął jej się wyrzekając. Mało to jego ducha nie roztargało. Tak bardzo nie chciał. A musiał. Kiedy w końcu sam Najstarszy napomniał go, wydostał ją z łap szamańskich. Bliznę płonącym ułomkiem gałęzi zrobił. Ale w ogniu jego ducha pozostało kilka wypalonych kręgów. Takich co nigdy na nowo nie rozgorzeją.

Nagle stanął i zawęszył. To ziele. Tylko skąd. Wiatr od rynku wieje. Pośród smrodu miasta i tłumu znajomy zapach. Ruszył szybciej roztrącając na boki idących, którzy nie zeszli mu z drogi. Na złorzeczenia uwagi zwracał tyle co na szczekanie wioskowych kundli. Tu, niewysoka postać w kapturze. Ujął za ramię, obrócił. Shara, krótkie uszy, czerwony nochal. Nie. Tam z przodu. Smużka dymu spod kaptura. Kilka długich płynnych kroków. Fajka w dłoni o szczupłych palcach. Ściągnął mu kaptur osłaniający głowę. Długouchy. Ale nie ten. Dziwne by było jakby jeden tylko elf używał takiego ziela. Ork mruknął coś i ruszył w stronę świątyni.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez RubraQuercus dnia Czw 21:21, 28 Lut 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
RubraQuercus
Gość Dworu
Gość Dworu


Dołączył: 22 Lut 2008
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 14:53, 29 Lut 2008    Temat postu:

Świątynia została za plecami. Przed nim nad wzgórze wyrastała wieża Cruma. Dzieło gigantów. Starsi bracia. Nauczyciele. Ich dzieło przyciągało. Ale jemu trzeba do Foran. Zawrócił. Jakoś tak samo wyszło, że miasto obejdzie. Wchodzić w to rojowisko bez konieczności nie zamierzał. Szedł skrajem lasu. Minął jeden dom. Garbarz. Smród uderzył we wrażliwy nos myśliwego. Obszedł go szerokim łukiem. Znowu las. Następny dom. Stanął. Cos śmierdziało. Ale nos myśliwego nie mówił co. Szamańska siedziba. Ale nie szaman płomienia. Inna moc. Zaczął obchodzić z daleka. Szamana drażnić nie lza. Co prawda jednego już ze skóry obdarł. Truchło w bagnie utopił by nigdy stosu pogrzebowego nie zaznało. Ale to o siostrę szło. Trza ją było uwolnić. Jednak obcych szamanów lepiej omijać. Wtedy też ...

... szli do Floran. Jej się zachciało miodu, a jemu było wszystko jedno dokąd pójdą. I wtedy ten wóz kupiecki. Dali się zaskoczyć. Kupiec to kupiec. A tym niby kupcom spodobały się ich zbroje. I oręż. Nagle poczuł włócznię w boku. Sięgnęła płuca. Nie dał rady sięgnąć po pazury. Więc bił ułomkiem włóczni. Potem dwoma. Stawał kiedy mógł między nią a ostrzami. Ale słabł. Przebite płuco, rozorany bok. Krwi upływało. Już tylko widział jak przez mgłę jak siostra tnie ostatniego w szyję. Okazało się, że wół ciągnący wóz padł. Wtedy ona zrobiła włóki z dwóch włóczni i ciągnęła go do wioski. Pół wiorsty. A wieśniacy, ropusze syny, zwęszyli łatwy zarobek. Niby po kapłana posłali. Ale przejrzała ich. Podpaliła chatę. Potem ciągnęła go, zdychającego, jedną ręką. Drugą biła się z nimi. Dostała widłami w brzuch ale nie przestała. Podpalała chatę i ciągnęła go do następnej. Po czwartej dali za wygraną. Było jasne, że nie zrezygnuje. Taka siostra. Kapłan zdążył.

Wszedł do chaty na skraju wioski. Wystraszonej wieśniaczce rzucił garść aden. Pokazał palcem na ule stojące za domem. Z kuchni zdjął garniec z zupą. Zjadł. Zabrał miód i poszedł dalej. Zaczynało padać. Lało już porządnie kiedy doszedł w miejsce tamtej walki. Zakręt drogi. Nikt nigdy nie widział łzy w oku pazura. Dobrze, że czasem pada deszcz. Tak. To było tu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez RubraQuercus dnia Pią 14:57, 29 Lut 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
RubraQuercus
Gość Dworu
Gość Dworu


Dołączył: 22 Lut 2008
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 14:54, 03 Mar 2008    Temat postu:

Klepnął w zad smoka. Patrzył za swobodnie siedzącą na nim szaroskórą. Długie włosy powiewały w pędzie. Jeszcze w uszach brzmiał mu jej głos.
- Nie waż się za mną iść. -
Teraz już jej nie zostawi. Kiedy usłyszał, że polują na nią, wiedział, że nie może jej opuścić. Podciągnął ciasno węzły plecaka zawierającego cały, niewielki dobytek. Rozglądając się i czasem zerkając na trop smoczycy ruszył na wschód. Wilczym krokiem, długim, zwodniczo powolnym. Wilki mogą tak biec cały dzień.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Olstigat Strona Główna -> Komnata Gościnna Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group, modified by MAR
Inheritance free theme by spleen & Programosy

Regulamin