Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Lorinel
Przyjaciel Dworzan

Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Tol Arta w Archipelagu Ithilien
|
Wysłany: Śro 14:56, 23 Maj 2007 Temat postu: Lorinel aep Lhyria - odeszła |
|
|
Wtuliłam się zapłakana w ramiona Marty.
- Mamo... dzieci biegają za mną... i... i wyzywają mnie od małych czarownic - chlipałam w rękaw jej sukni - Mówią, że jestem odmieńcem... nikt się nie chce bawić ze mną...
Stara kobieta głaskała mnie po włosach.
- Córeczko... - szeptała - córeczko kochana... nie jesteś żadnym odmieńcem. Jesteś takim samym człowiekiem, jak ja, Franz, wszyscy dookoła.
Jej słowa były ciepłe i kojące, niosły ulgę. Wreszcie, zmęczona płaczem, zasnęłam wsłuchana w łagodny głos mej przybranej matki.
*****
Siedziałam przed domem, znajdując ulgę w szumie strumienia...bo Marta miała mnie już nigdy nie przytulić. Świadomość tego odbierała mi mowę, więziła oddech gdzieś głęboko w gardle. Dlaczego? To nie jest sprawiedliwe! Cisnęłam kamieniem z wściekłością.
- Hej, uważaj! - usłyszałam za plecami jego głos. O, żesz! Tylko jego mi jeszcze brakowało. Usiadł obok mnie i cuchnął, jak zwykle. Obrzydliwe! Odsunęłam się, ale on objął mnie ramieniem.
- Nie martw się, maleńka. Zaopiekuję się tobą. Bo zostaliśmy sami, tylko ty i ja - Uśmiechał się jak mały, ohydny skrzat. Czułam jego oddech - już był pijany.
Pomyślałam, że może uda się jakoś odwlec to, co chciał zrobić od dawna. Przywołałam na usta karykaturę uśmiechu.
- Franz... - zaczęłam powoli - Powiedz, dlaczego Marta przez całe życie mnie okłamywała? Dlaczego wmawiała mi, że jestem człowiekiem? Czy nie łatwiej było powiedzieć prawdę? Byłam mądrym dzieckiem
Pociągnął mnie do siebie i oparł moją głowę o swoje ramię. Brzydziłam się nim.
- Marta była głupią, starą babą - Rzucił przed siebie.
- Jak możesz tak mówić? Była twoją siostrą - Czułam, jak łzy wciskają się bezlitośnie pod moje powieki.
Nie doceniała cię. Ja zrobię z ciebie kobietę - Znów zademonstrował mi resztki uzębienia.
Och, Marto! Dlaczego mnie zostawiłaś?
*****
Upadłam pod silnym ciosem. Czułam, jak twarz zaczyna mi puchnąć. Znowu. Cholerny skurczybyk!
- Ty głupia dziwko! Będziesz robić, co ci każę! - Złapał mnie za ramiona i pociągnął w górę.
- Puszczaj mnie... - Wycharczałam. Z ust pociekła mi krew. Wyszarpałam się z jego uchwytu.
Puścił mnie, aż zatoczyłam się... Oparłam się dłońmi o stół i zwymiotowałam resztki obiadu z poprzedniego dnia.
Patrzył na mnie jak zwykle, czułam to.
- Nie ma z ciebie żadnego pożytku. Niczego nie potrafisz ukraść - zaczął z pogardą - Nadajesz się tylko na wkładkę do łóżka - Podszedł bliżej i stanął tuż za moimi plecami - Doprowadź się do porządku. Zaprosiłem dziś na wieczór kilku znajomych. Zapewnisz im zabawę - Złapał mnie w pasie.
Zakręciło mi się w głowie. Nie, tylko nie to! Nie znowu! W moim gardle pojawił się krzyk, którego nie byłam w stanie wydobyć. Nie zastanawiając się nad tym, co robię, złapałam sztylet leżący na stole. Odwróciłam się gwałtownie i, nim Franz zdążył zareagować, wbiłam mu go w szyję. Aż po rękojeść. Jego oczy otworzyły się szeroko w wyrazie bezgranicznego zdumienia. Zacharczał cicho a po ustach pociekła mu krew. Spojrzałam na niego z ponurą satysfakcją. Pchnęłam go zdychającego na podłogę i uklęknęłam nad nim.
- Wiesz co, Franz? - wyszeptałam - Dziś jest najlepszy dzień mojego życia...
Z mego gardła zamiast krzyku wydobył się głośny, nieskrępowany niczym śmiech. Naplułam mu w twarz.
Potem powoli spakowałam cały mój dobytek do niewielkiego worka.
Spojrzałam jeszcze raz na zwłoki Franza.
- Żegnaj... tatku... - Uśmiechnęłam się z pogardą.
*****
Byle ciszej...
Ta jedna mysl kołatała mi sie po głowie, gdy nocny spokój został roztrzaskany przez huk pekającej butelki.
Byle ciszej...
Znieruchomiałam przyklejona do ściany. W aptece panowała cisza. Żaden odgłos nie dobiegał też z góry.
Byle ciszej... zrobiłam niepewny krok w kierunku kontuaru.
Nagle zapadła ciemność.
*****
Usłyszałam przytłumioną rozmowę i ciche odgłosy krzątaniny. Otworzyłam oczy i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, jak wielki błąd popełniłam. Przerażający ból, który rozlał sie po mojej głowie, przypomniał mi sytuację poprzedniego dnia.
Bowiem, kiedy już doszłam do siebie, zauważyłam nad sobą łagodną twarz starszego mężczyzny i ironiczny uśmieszek małego pokraki z tłuczkiem aptekarskim w ręce, który to przedmiot podrzucał, jakby grożąc mi ponownym uzyciem.
- Mroczna, dlaczego to zrobiłaś? - mężczyzna pochylił sie nade mną.
Nie potrafiłam odpowiedzieć. Wiedziałam, dlaczego, ale nie potrafiłam.
Odwróciłam tylko wzrok.
- To co z nią zrobim, Adolfie? - zapytał pokurcz.
Starzec długo nie odpowiadał. Wreszcie powiedział:
- Mroczna... Lorinel... zostaniesz z nami.
Tylko tyle. A ja wiedziałam, że się nie myli.
****
- Adolfie, chyba zwariowałeś! - spurpurowiałam na twarzy. Aptekarz uśmiechał się, a w jego oczach błyszczały wesołe ogniki.
- To są brudne skarpetki! Twoje i Angrima! Nie będę prała waszych brudów!
- Lorinel... uspokój się - ależ ja nienawidziłam tego pewnego siebie uśmieszku - Pranie trzeba zrobić, a teraz mamy kobietę w domu.
Zacisnęłam zęby, bo wiedziałam, jak się skończy przeciwstawianie się Adolfowi. Przez następny tydzień będę układać pieprzone butelczyny, a za
każdy błąd oberwę po tyłku jakimś paskudnym czarem. Wydałam więc z siebie tylko pomruk niezadowolenia i wzięłam kosz z brudnymi ubraniami. Za plecami słyszałam tylko złośliwy rechot Angrima.
****
- Nie, to nie tak się robi. Znów ci wyszła trucizna, a nie odtrutka... - westchnął Adolf - Nigdy się nie nauczysz - załamał ręce.
Siedziałam zakłopotana i patrzyłam na parujący płyn w cynowym kociołku.
- Przepraszam... - wybąkałam.
- No nic, aptekarko od siedmiu boleści, darujemy sobie tę naukę. Rób to, co ci wychodzi najlepiej - zostawił mnie samą z ingredientami.
****
- Pójdziesz ze mną - oświadczył mi to, siedząc przy stole. Mógł chociaż podnieść głos. Nie... Mówił powoli, spokojnie i cicho. Milczałam. Spoglądałam niepewnie na mojego mistrza, błagałam go wzrokiem, by nie pozwolił mnie zabrać. Nie teraz, nie kiedy wszystko znów zaczęło się układać!
Adolf popatrzył uważnie na przybysza.
- Nie, Mroczny Elfie. Ona zostanie z nami. To wobec mnie ma dług i musi go spłacić.
Odetchnęłam z ulgą. Aptekarz nie zamierzał tak łatwo się mnie pozbyć.
Gość uśmiechnął się sarkastycznie.
- Jesteś tylko ludzkim magiem. Co ty możesz wiedzieć? Nic nie potrafisz. Poza tym, ona jest przeznaczona Shilen.
- Jaka Shilen? Kim ona jest, że mam jej być przeznaczona? Nie znam Shilen, o której mówisz, nie obchodzi mnie ona.
Wzruszyłam ramionami i podniosłam się, ostentacyjnie szurając krzesłem.
Powoli wyszłam na zaplecze apteki. Do moich uszu dobiegały prztłumione głosy, ale nie byłam w stanie rozróżnić słów. Sprawnie przygotowałam truciznę. W tym byłam dobra. W aptece Adolfa to Angrim zajmował się lekarstwami i odtrutkami na moje specyfiki. Nasączyłam chusteczkę preparatem i wróciłam do pokoju. Spokojnym, pewnym krokiem podeszłam do Elfa i jednym ruchem przyłożyłam mu chusteczkę do twarzy. Ta trucizna miała zadziałać od razu, ale widocznie w pośpiechu cos pomyliłam! Mroczny spojrzał zdumiony i złapał mnie za rękę. Adolf poderwał się. Wyrwałam swą dłoń z jego uścisku i odskoczyłam. Elf wyjął miecz i ciął Adolfa. Mój mistrz upadł, brocząc krwią... Mroczny odwrócił się w moją stronę, gdy nagle wyrósł przed nim Angrim. Stałam tam przerażona, patrząc to na Angrima, który dyszał ciężko, to na naszego umierającego opiekuna. Dopadłam do niego. Uśmiechał się do mnie i po raz ostatni przyłożył do mej twarzy swą pomarszczoną dłoń w geście, który zawsze przynosił mi ukojenie.
****
Siedziałam zamknięta w małej celi w świątyni Shilen. Umyli mnie, przebrali w długie, czarne szaty. Za chwilę miał się rozpocząć rytuał. Bałam się... och, jak bardzo się bałam. Adolf nie żył, nie wiedziałam, co dzieje się z Angrimem. Gdy przyszli po mnie, tym razem większą grupą, był nieprzytomny, a mnie nie udawało się wyprowadzic go z tego stanu. Dlaczegóż bardziej nie przykładałam się do nauki, gdy prosił o to aptekarz?
Wtem otworzyły się drzwi i pojawił się w nich wysoki Mroczny. Nic nie mówiąc, wyciągnął do mnie dłoń. Spojrzałam w jego czarne oczy - nie widziałam w nich nic, jakiegokolwiek śladu uczucia. Podniosłam się powoli i podałam mu rękę.
****
Otworzyłam oczy i zaczerpnęłam głęboki oddech. Bogowie! Co się ze mną działo? Pamiętałam wszystko tak doskonale, a równocześnie...przecież to nie ja...
Ciii...cicho, przecież myśli tez da się usłyszeć.
Cicho...
Potrząsnęłam głową, jakby starając się zrzucić z niej zbyt wiele myśli. Ja? Nie ja?
Ciii...
Podniosłam się i ruszyłam przed siebie, ściskając w dłoni opalizujący, biały kryształ.
****
Bramy Dworu Olstigat.
Spojrzałam na ze strachem, ale i głębokim przekonaniem.
Nehemiasz nerwowo ocierał się o me nogi.
Czy mi otworzą?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Lorinel dnia Nie 20:03, 17 Cze 2007, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Veryne
Opiekun Dworu

Dołączył: 22 Maj 2007
Posty: 248
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Śro 15:08, 23 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
Tuż po tym jak stanęła przed Bramami Dworu Lorinel dwaj strażnicy stojący bo bokach naraz w tym samym momencie uderzyli końcami piękno zdobionych stalowych włóczni o ziemię. Echo stukotu rozbiegło się błyskawicznie wśród doliny w której był położony Olstigat. Zaraz po tym ów strażnicy zrobili krok do przodu i wyciągnęli ręce by otworzyć bramę składającą się z dwóch części.
Przed oczyma Lorinel stanął piękny ogród otoczony posiadłością dworską. W środku samego ogrodu znajdowała się fontanna z posągiem, który przedstawiał kobietę w szatach i trzymającą w prawej ręce laskę z wygrawerowanymi na niej słowami:
"Przyszłość zaczyna się dzisiaj, nie jutro"
Nim Lorinel weszła do środka na przeciw niej wyszła już zawiadomiona Veryne. Z uśmiechem na twarzy rozłożyła ręce w geście przyjacielskim i wypowiedziała serdecznie - Witaj Lorinel w odnowionym dworze Olstigatu! - kobieta ukłoniła się lekko nowo przybyłej i ruchem ręki odesłała opiekunów pokoi by czym prędzej przygotowali posiłek - Dobrze Cię widzieć w jak na razie tylko przeze mnie uczęszczanych progach - elfka uniosła kącik ust - Wejdź do środka przejdźmy się po ogrodzie, porozmawiajmy i odpocznijmy - ruchem ręki zaprosiła gościa.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Lorinel
Przyjaciel Dworzan

Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Tol Arta w Archipelagu Ithilien
|
Wysłany: Śro 15:27, 23 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
Szła, rozglądając się z zachwytem po ogrodzie. Gdy tylko dostrzegła Veryne, przyspieszyła kroku.
- Ostrzegałam, że zjawię się rychło - uśmiechnęła się szeroko - ostrzegałam! Mmmmm... pięknie się tu urządziłaś, nigdy bym nie przypuszczała... - raz jeszcze omiotła fontannę spojrzeniem - naprawdę pięknie - zerknęła kątem oka na kobietę - Nie potrzebujesz może damy dworu?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Veryne
Opiekun Dworu

Dołączył: 22 Maj 2007
Posty: 248
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Śro 16:00, 23 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
Veryne spokojnie zaprowadziła Lorinel do środka ogrodu gdzie był postawiony stół oraz krzesła pod wielkim parasolem. Po chwili przyszła obsługa i postawiła na stole porcelanowy zestaw z herbatą. Elfka nalała napój do filiżanek i postawiła jedną przed Lorinel - Jak widzisz wiele pracy mnie kosztowało i czasu odnowienie tego dworu. Teraz chcę by Dworzanie z powrotem powrócili do należytego im miejsca a dobre słowa o nich obeszły cały świat!
A co do propozycji mojej... Znam Cię i to bardzo dobrze! - kobieta uśmiechnęła się serdecznie - Jeśli prawa i zasady tutaj obowiązujące Ci odpowiadają... i chcesz zostać tutaj... Zaszczytem będzie dla mnie byś herb nosiła Olstigatu! Musisz jednak wiedzec, że początki są trudne i minie parę dni zanim zbiorę nieco funduszy na dokończenie prac. Z Twoją pomocą jednak... - kobieta upiła łyk herbaty z filiżanki i uśmiechnęła się ciepło czekając na odpowiedź Lorinel.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Lorinel
Przyjaciel Dworzan

Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Tol Arta w Archipelagu Ithilien
|
Wysłany: Śro 16:03, 23 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
Upiła łyczek herbaty i pokiwała powoli głową.
- Świetnie! - uśmiechnęła się wesoło - Początki? Trudne? Nie martw się, jestem świadoma tego, co robię. Troszkę mnie już życie nauczyło. Także radzenia sobie z trudnymi początkami. Razem damy sobie radę, jestem przekonana.
Podrapała za uchem kota leżącego u jej stóp i mruczącego cicho.
- Nehemiasz też polubił to miejsce.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Veryne
Opiekun Dworu

Dołączył: 22 Maj 2007
Posty: 248
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Śro 17:12, 23 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
Ahh! Tym bardziej ja się cieszę! Jako przeszkód żadnych nie widzę a przyjaciółkom mi jesteś herb Dworski jak najszybciej pragnę Ci wręczyć. Powiedz jeno kiedy w świecie się spotkamy? Może jutro? Może dziś jeszcze? - elfka spojrzała na Nehemiasza i uniosła kącik ust, po chwili zaklaskała szybko w dłonie. Prawie natychmiastowo zjawiła się służba - Szykować komnatę dla Pani Lorinel! - oznajmiła Veryne
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|